Rozpalenie w dzieciach miłości do czytania to marzenie wielu rodziców, którzy sami są molami książkowymi. Jak bez stresu i z przyjemnością wprowadzić maluchy w świat książek? Jak sprawić by stały się książkożercami? Wystarczy podsunąć im odpowiednio przygotowane lektury.
Wydawnictwo Wilga dla dzieci uczących się czytać przygotowało trzypoziomową serię książeczek, która będzie wsparciem w twórczej nauce czytania. „Książkożercy” pomogą małym uczniom wejść w świat liter, słów i zdań, zgodnie z poziomem zaawansowania. Cała seria została przygotowana pod opieką metodyka i językoznawcy z Uniwersytetu Warszawskiego.

Seria „Książkożerców” dla najmłodszych
Dzięki humorystycznym i wciągającym historiom oraz sympatycznym bohaterom, młodzi czytelnicy chętnie sięgną po lekturę. Czytanie uprzyjemniają też ilustracje ułatwiające zrozumienie tekstu. Zagadki, przygody, tajemnice – kto nie chciałby doczytać książki do końca?
W serii „Książkożercy” ukazały się teksty o różnym stopniu zaawansowania, by ułatwić rodzicom wybór lektury na miarę umiejętności dziecka. Poziom A jest odpowiedni dla Książkogryzaków, czyli maluchów dopiero rozpoczynających przygodę z nauką czytania. Książeczki na tym poziomie zawierają historyjki idealne do pierwszych prób samodzielnego czytania. Składają się one z prostych słów z jak najmniejszą liczbą dwuznaków i liter ze znakami diakrytycznymi. W tekstach przeważają zdania pojedyncze i na każdej stronie występuje jedno zdanie.
Poziom B to wyzwanie dla Książkołasuchów. Książki oznaczone tą literą zawierają słowniczek trudniejszych wyrazów. Na tym etapie w tekstach wprowadzane są poszczególne wieloznaki oraz litery ze znakami diakrytycznymi w zakresie dopasowanym do poziomu dziecka. Historie są opowiadane przy użyciu zdań pojedynczych oraz złożonych. Na każdej stronie mały czytelnik znajdzie od dwóch do czterech zdań.
Poziom C czeka na najbardziej zaawansowanych w sztuce czytania, czyli na Książkożerców. W tych książeczkach dzieci również mają do dyspozycji słowniczek trudnych wyrazów. W tekstach użyte są wszystkie wieloznaki oraz litery ze znakami diakrytycznymi. Książkożercy mogą podczas lektury zmierzyć się z dłuższymi zdaniami oraz trudnymi ortograficznie wyrazami.
W serii ukazały się m.in. „Super Marian nad jeziorem”, „Akcja Jogi” Barbary Wicher oraz „Bomberka” Grażyny Nowak-Balcer. „Książkożercy” trafiły do księgarni 30 stycznia.
mat. pras.
Publikacja ukazała się dzięki uprzejmości Grupy Wydawniczej Foksal.
Pierwszy w tym roku koncert z cyklu „Przed Premierą” odbył się w Imparcie 31 stycznia. Bohaterką wieczoru była Barbara Piotrowska. Wrocławianka zaprezentowała recital „Tekście wróć”, który jest nostalgiczną tęsknotą za czasami wielkich tekściarzy, a równocześnie przypomnieniem ich twórczości. Artystce na pianinie akompaniował Michał Jakubczak.
Na występ składało się kilkanaście piosenek z różnych okresów, w mieszanych stylach muzycznych, w większości zmienionych aranżacjach. Usłyszeliśmy piosenki takich twórców tekstu jak m.in. Agnieszka Osiecka, Bronisław Brok, Jacek Korczakowski, Marek Grechuta, Wojciech Młynarski, Jeremi Przybora, Andrzej Waligórski. Autorski utwór „Tekście wróć” Barbara Piotrowska zaśpiewała na finał recitalu. Zaś na bis, po wzruszającym pożegnaniu Romana Kołakowskiego (zmarłego przed tygodniem wrocławianina, znakomitego tłumacza, pieśniarza, blisko związanego z Impartem) zabrzmiał polski przekład piosenki Nicka Cave „Wprost w ramiona me”.
„Przed premierą” to wieczory podczas których najzdolniejsi polscy wykonawcy młodego pokolenia, mogący niebawem stanowić czołówkę polskiej sceny muzycznej, prezentują swój talent na impartowej, kameralnej scenie Teatru Piosenki. Gospodarzem spotkań jest wybitny znawca piosenki artystycznej – Bogusław Sobczuk.
Za organizatorem wydarzenia warto wspomnieć o kilku szczegółach z życia prywatnego i scenicznego młodej artystki.
Barbara Piotrowska to urodzona 11 grudnia 1995 roku wrocławianka – w dzieciństwie związana z zespołem wokalno-tanecznym „ZGRAJA” oraz Ośrodkiem Działań Społeczno-Kulturalnych „PIAST”. Ukończyła Szkołę Muzyczną I stopnia nr 2 we Wrocławiu w klasie gitary. Wokalnie szkoliła się u Katarzyny Mirowskiej, brała również udział w wielu warsztatach wokalnych, między innymi z Januszem Szromem, Mieczysławem Szcześniakiem, Kubą Badachem, Anną Stępniewską Gadt.
Jest studentką V roku wokalistyki jazzowej na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach oraz równolegle Wydziału Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunku antropologia literatury i teatru. Można ją usłyszeć we wrocławskich klubach. W 2017 roku stworzyła swój autorski projekt poświęcony twórczości Elli Fitzgerald, obecnie pracuje nad autorskim materiałem, który składa się z jej własnych kompozycji i tekstów.
Ma na swoim koncie liczne osiągnięcia m.in. Grand Prix 22. Ogólnopolski Festiwal Piosenki Artystycznej Rybnik 2018, Grand Prix XXIII Ogólnopolski Festiwalu Piosenki Angielskiej w Brzegu. Jest laureatką 36. Nocnych Spotkań Literacko-Muzycznych we Wrocławiu, zdobyła II miejsce na 43. Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Zamościu, II miejsce w Konkursie Dobrej Piosenki Częstochowa 2018, a także I nagrodę na 45. Ogólnopolskich Spotkaniach Zamkowych „Śpiewajmy Poezję” w Olsztynie.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Obszerna bibliografia i przypisy obejmujące pięćdziesiąt stron drobnym maczkiem nie powinny zniechęcić do lektury. „Wolni od stresu” Mithu Storoni przynoszą wiele ciekawych odkryć, a jeśli są to jedynie przypomnienia, to i tak warto sięgnąć po turkusową zewnętrznie książkę, żeby odświeżyć wiedzę.
Stres jest nieodłączną częścią naszego życia. Ale co robić, kiedy jest go za dużo? – pyta autorka, a jest nią nie byle kto. Dr Mithu Storoni to lekarka University of Cambridge i nauczycielka jogi. Posiada certyfikat okulistyki, a także tytuł doktora w dziedzinie okulistyki. Brała udział w badaniach w Neuro-okulistyce i Percepcyjnej Neuronauce w Cambridge, w Londynie oraz w Harvard Medical School. Niedawno przeprowadziła się wraz z mężem do Hongkongu. Zawrotne tempo azjatyckiego centrum biznesowego i obserwacja znajomych, którzy tracili pasję, energię z powodu przewlekłego stresu skłoniła ją do napisania tej książki.
Mithu Storoni cytyje w niej wyniki badań naukowych, które wskazują, że przedłużający się stres prowadzi do ogólnoustrojowego przeciążenia, a w konsekwencji do stanów zapalnych i innych przewlekłych zaburzeń, a także stanów lękowych i depresji.
„Wolni od stresu” to praktyczny przewodnik przedstawiający siedem ścieżek do stresoodporności.
W każdym rozdziale znajdujemy omówienie poszczególnych czynników stresu, a także proste sposoby zminimalizowania efektów napięcia za pomocą zmian w diecie, codziennych nawykach oraz dzięki ćwiczeniom fizycznym oraz zaskakującym trikom z wykorzystaniem muzyki, ruchu gałek ocznych, temperatury ciała i codziennych czynności.
Autorka podpowiada: kiedy najlepiej ćwiczyć, co jeść, czy głodówki polepszają pracę mózgu, czy warto grać w gry komputerowe, gdy się stresujemy, czy lepiej pytać „jak” czy „dlaczego”, który owoc warto wąchać, by obniżyć tętno i ciśnienie krwi, czy w walce ze stresem pomoże nam zimna czy ciepła temperatura?
Niektóre porady mogą wydawać się zaskakujące, np.:
„Jeśli się czymś zestresujesz, zajmij się łamigłówką przestrzenną typu Tetris lub grą angażującą pamięć roboczą”.
„Po stresującym doświadczeniu zajęcie się czymś, co odwróci uwagę, czymś co zajmie nasz umysł, jest dużo lepsze dla naszego zdrowia psychicznego niż zwykłe opadnięcie w fotelu i odpoczynek”.
Zajmuje także stanowisko w sprawach diety. Czytamy, że jednym z potencjalnych winowajców przyczyniających się do zapalnego działania mięsa jest cząsteczka Neu5Gc. Występuje ona tylko w czerwonym mięsie i wyjątkowo nie ma jej w naszych organizmach. W związku z tym wszelkie jej wtargnięcie do naszego organizmu jest traktowane jako wrogi atak – tłumaczy Storoni, po czy dodaje: „jeśli spożywasz czerwone mięso, jedz małe porcje”.
Poleca zasadę, która praktykują Azjaci. „Japończycy mają zwyczaj zaprzestawania jedzenia, gdy czują się najedzeni w 80%, a nie w 100%. Ten zwyczaj nazywa się Hara Hachi Bu i jest uważany za jeden z powodów długowieczności Japończyków”.
W „Wolnych od stresy” znajdziemy także informacje o tym , jak ważna jest przyjemność i umiejętność włączania jej do codzienności, aby chronić mózg przed wypaleniem i depresją.
Książka kompetentnie opisuje jak podwyższyć próg sprężystości naszej psychiki tak, żeby zawsze była możliwość powrotu do formy. To dość kusząca perspektywa w dobie rozpanoszenia się permanentnego stresu.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarna Owca.
Wywiad-rzeka z ks. Adamem Bonieckim, przeprowadzony przez Annę Goc, ukazał się w krakowskim wydawnictwie Znak, ale z powodzeniem może promieniować na całą czytelniczą Polskę, a nawet świat, bo poruszane w niej tematy i problemy dotyczą każdego niezależnie od narodowości, czy wyznania. „Boniecki. Rozmowy o życiu” to pierwsza rozmowa, w której ksiądz opowiada o swoim dzieciństwie, tym co go ukształtowało i o tym skąd u niego się wziął brak przywiązania do miejsc.
Wzruszająca, mądra i osobista książka księdza wciąga niczym proza Myśliwskiego. Rozmówca Anny Goc wraca pamięcią do czasów okupacji, powojennej biedy, początków kapłaństwa. Wspomina wydarzenia, które zmieniły wszystko: pożegnanie z ojcem w wieku dziesięciu lat, odebranie rodzinnego domu przez władzę ludową, znajomość z Janem Pawłem II, kolejne zadania powierzane mu przez papieża.
W „Boniecki. Rozmowy o życiu” czytamy o wolności, śmierci, aborcji, modlitwie, cierpieniu, krzywdzie, nienawiści, pocieszeniu, przebaczeniu… a wszystko bez zjadliwej agresji, krzywdzącej ironii, z pokorą i zrozumieniem.
Spotkanie księdza z dziennikarką przynosi też całą masę przemyśleń i wyznań o polskim kościele.
We wstępie czytamy:
Nie mają więc Państwo przed sobą autobiografii Adama Bonieckiego, lecz rozmowę z odwołującym się do własnych doświadczeń starym, mądrym księdzem – właśnie z księdzem przede wszystkim, nie komentatorem życia publicznego ani świadkiem wielu najważniejszych wydarzeń w Polsce czy Watykanie drugiej połowy dwudziestego i początków dwudziestego pierwszego wieku. Zarazem jednak jest to książka najbardziej osobista ze wszystkich, które ksiądz Boniecki dotąd wydał: nawet ludzie znający go od kilkudziesięciu lat o wielu historiach z dzieciństwa – choćby o tym, jak dramatycznie wyglądało życie rodziny po rozstrzelaniu ojca przez gestapo i rozpadzie bezpiecznego ziemiańskiego świata – dotąd nie słyszeli. Nigdy wcześniej nie dostaliśmy tylu kluczy do znalezienia odpowiedzi na pytanie, skąd jest ksiądz Adam Boniecki, co go ukształtowało, komu zawdzięcza ten dar nieprzywiązywania się do miejsc i rzeczy, a zarazem przywiązywania się do spraw, które w życiu uważa za najważniejsze. Jak to zrobiła Anna Goc, jak potrafiła słuchać, jak dyskretnie, ale konsekwentnie dopytywała, jest w pierwszym rzędzie powodem do wdzięczności, w drugim zaś (autor niniejszego wstępu jest jednak dziennikarzem) – do zawodowej zawiści.
Wolność jest jednym z najczęściej powracających tematów.
Wszystko jedno, czy chodzi o nieszczęsny dar wolności, z jakim wciąż zmagają się Polacy, czy o wolny wybór wiary, a choćby i zgromadzenia zakonnego, które swojemu dawnemu przełożonemu ogranicza swobodę wypowiedzi. „Jeśli się żenię albo jeśli wybieram zakon, w którym składam ślub posłuszeństwa… tracę wolność czy robię z niej użytek?” – pyta ksiądz Adam, przypominając, że każde zaangażowanie jest, w jakimś sensie, rezygnacją z wolności, ale jest też jej aktem. Tak, Anna Goc rozmawia z człowiekiem wolnym. Z kimś, kto dziś rozstawia namiot, jutro go zwija i idzie dalej, zabierając ze sobą (i – dodajmy – ofiarowując innym, bo robi to w tej książce hojnie) obrazy, chwile spędzone z ludźmi, zapachy miejsc. „Trzeba mieć duszę koczownika” – podsumowuje ksiądz Adam Boniecki. Piękna propozycja. – czytamy dalej.
Wywiad wzbogacony jest prywatnymi zdjęciami księdza.
ANNA GOC – dziennikarka, redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego, nominowana do nagrody Grand Press w kategorii reportaż prasowy.
ADAM BONIECKI – redaktor senior „Tygodnika Powszechnego”. Wcześniej: duszpasterz akademicki, redaktor naczelny polskiej edycji „L’Osservatore Romano”, przełożony generalny Zgromadzenia Księży Marianów.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.
Trwają przygotowania do premiery w Operze Wrocławskiej. „Don Giovanniego” Mozarta będzie można zobaczyć 9 i 10 lutego, a potem 15 i 17 lutego. 30 stycznia odbyła się konferencja, podczas której o koncepcji spektaklu opowiadali realizatorzy i soliści.
Na spotkaniu z dziennikarzami obecni byli reżyser André Heller-Lopes, dyrektor i dyrygent Opery Wrocławskiej Marcin Nałęcz-Niesiołowski, scenograf Renato Theobaldo, autorka kostiumów Sofia di Nunzio, zastępca Dyrektora Opery Wrocławskiej Ewa Filipp oraz soliści: Daniel Mirosław (Don Giovanni), Agnieszka Sławińska (Donna Anna), Bartosz Urbanowicz (Leporello) i Wojtek Gierlach (Komandor). Spotkanie prowadził Michał J. Stankiewicz.
Historię nieustraszonego łowcy kobiecych serc, uwodziciela i cynika Don Giovanniego reżyseruje André Heller Lopes. Akcję umieszcza w bibliotece pałacowej, która jest zakładem psychiatrycznym. Pacjenci zaczynają wyobrażać sobie, że odgrywają role zapisane w libretcie.
Renato Theobaldo daje dużo przestrzeni do gry wyobraźni postaci. Cała biblioteka jest biała, jest biblioteką duchów – dodaje.
Autorka kostiumów – Sofia di Nunzio- zdradza, że mamy tu mieszankę kultur południowoamerykańskiej i europejskiej. Zerlina i Masetto wywodzą się z folkloru peruwiańskiego i boliwijskiego, Don Giovani odzwierciedla osobę brazylijskiego artysty Arthura Bispo do Rosari, a Komandor to wielka marionetka, którą można spotkać podczas widowisk karnawałowych- wyjaśnia.
„Don Giovanni” będzie także premierą nowej sceny obrotowej – dodaje zastępca dyrektora Ewa Filipp.
Muzycznie możemy spodziewać się wersji wiedeńskiej, rozszerzonej. Dziewiątego lutego minie 50 lat od pierwszej, powojennej inscenizacji „Don Giovanniego” we Wrocławiu– wspomina dyrektor Opery Wrocławskiej i dyrygent – Marcin Nałęcz- Niesiołowski.
To dobra sposobność, żeby zaprosić melomanów na odświeżoną wersję opery Mozarta.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
To było Wyzwolenie na miarę naszych czasów, performatywne, happeningowe, w którym – na prawdę bycia sobą – bez przebierania się w krzykliwy kostium – ma tylko „techniczny Konrad”. Może wielka Mickiewiczowska figura wypaliła się na dobre i nie stać nas dziś na romantycznych idealistów, duchowych przywódców narodu? A może gdyby romantyczny Konrad nie grzeszył pychą i bluźnierstwem, nie poniósłby klęski.
„Wyzwolenie: królowe” w reżyserii Martyny Majewskiej wystawione premierowo 26 stycznia na Scenie Ciśnień wrocławskiego Capitolu mieni się i pulsuje całą masą problemów, tematów, wątków i kontekstów. Dramat Wyspiańskiego poddany twórczej obróbce przez Agnieszkę Wolny- Hamkało osadzony jest w stylistyce kreatywnego kiczu i drag queens.
Wejście (od strony publiczności) osobliwych postaci na scenę, w efektownym przebraniu innej płci z mocnym makijażem na twarzy, rozpoczyna wrocławskie „Wyzwolenie: królowe”. Spektakularne przesłuchania do roli w spektaklu przynoszą zaskakujące skutki. Słyszymy i widzimy znakomicie śpiewających i poruszających się po scenie drag queensów. Muzyczne miksowanie etiud, preludiów, nokturnu i polonezów chopinowskich z m.in. „Tyle słońca w całym mieście”, „Nie żałuję” („Zamiast”), „Co mi Panie dasz…”, „Wszystko, czego dziś chcę…”, „Mazurkiem Dąbrowskiego”, „Aleją gwiazd”, „Ja mam dwie czułe ręce” to wyśmienite fragmenty nowego „Wyzwolenia”. Zabawne i refleksyjne, dobrze zaśpiewane i zagrane, zakorzeniają widza w happeningowym przedsięwzięciu na blisko dwie i pół godziny.
W spektaklu występują i elektryzują widza emfazą granej przez siebie postaci: Adrian Kąca jako Piotr Piękny, Magdalena Szczerbowska-Wojnarowska jako Damian Alien, Emose Uhunmwangho jako Przemek Boski, Łukasz Wójcik jako Karol Polski, Justyna Antoniak jako Norbert Zły, Klaudia Waszak jako Konrad Konrad, Helena Sujecka jako Reżyser, Cezary Studniak jako Techniczny. Równie znakomici są muzycy – Daria Wilsz – fortepian i Dawid Majewski – instrumenty elektroniczne.
Bunt Konrada wybucha w kostiumie radzieckiej tancerki i jest skierowany w stronę zrzucenia krwistej, kusej sukieneczki. Wątki ekologiczne przeplatają się z refleksjami o polskości, sztuce aktorskiej, uprzedzeniach, lękach, polityce i obyczajach.
Dzieje się dużo i emocji przy tym jest co niemiara. Blichtr, brokat, złoto, pióra i cekiny… burzą schematy i dotykają ważnych spraw społecznych. Takiego Wyzwolenia jeszcze nie było.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Cudne, zacne, świńskie i zabawne są limeryki i wariacje Rusinka. Kto jeszcze do nich nie dotarł to najwyższa pora przetrzeć szlaki, odśnieżyć drogi, wypuścić piaskarki na śliskie i zasypane niepamięcią tory.

„Limeryki i inne wariacje” Michał Rusinek, Wydawnictwo Agora
„Limeryki i inne wariacje” Michała Rusinka ukazały się nakładem wydawnictw Agora w 2014 roku. Są aktualne i nic nie wskazuje na to, że stracą z czasem na aktualności. Zabawnym, sprośnym rymowankom słownym towarzyszą kolaże i rysunki.
Obok takich smaczków jak:
Raz polonistka rodem z Tyńca,
ujrzała w klombach róż odyńca.
A gdy i ją ujrzał dzik,
pobiegła i szepnęła w mig:
„Tyś w mym ogrodzie – barbarzyńca!”.
w książce znajdujemy także wariacje biograficzne, czyli drobne fakty z życia wielkich kompozytorów oraz pocztówki i esemesy okazjonalne, np.
2012
Na pohybel dżdżom i pluchom
tonie świat w wiosennych paczkach!
(W tej euforii niech z rzeżuchą
nie pomyli się rzeżączka).
albo inny
Wirtualną uścisków namiastkę
ślę na Nowy Rok i na Gwiazdkę.
Poza tym są tu teksty piosenek i kolędy zagraniczne brzmiące nieco z polska.
Wykładowca uniwersytecki, literaturoznawca, tłumacz, felietonista, autor książek dla dzieci, prezes Fundacji Wisławy Szymborskiej posiada niezwykły talent do rymowania w sposób wyrafinowany i elegancki. Limeryki to niewątpliwie ulubiona zabawa literacka Rusinka- pisze we wstępie Joanna Szczęsna.
Szkoda czasu na kuse cytaty, lepiej sięgnąć na półeczkę i popłynąć w inną przestrzeń. Z Rusinkową wyobraźnią, słowem, rymem i konceptem lepiej znieść depresję – mendę (że tak palnę smętnie).
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Agora.
Kate Saunders, Brian Sibley, A.A. Milne, Jeanne Willis, Paul Bright napisali cztery nowe opowieści ze słynnym misiem w roli głównej. „Nowe przygody Kubusia Puchatka” to oficjalna kontynuacja klasycznych opowiadań A.A. Milne’a w wykonaniu najlepszych współczesnych pisarzy dla dzieci z nowymi pięknymi ilustracjami w stylu E.H. Sheparda i w znakomitym tłumaczeniu Michała Rusinka.
Znalezienie się w Stumilowym Lesie, spotkanie bohaterów z dzieciństwa: Kubusia Puchatka, Krzysia, Prosiaczka, Tygryska, Kłapoucha i reszty przyjaciół – może okazać się bezcennym i działającym terapeutycznie wydarzeniem.
Ciepłe, zabawne historie to ponadczasowe lekcje przyjaźni, pokazujące siłę dziecięcej wyobraźni. „Nowe przygody Kubusia Puchatka” to obowiązkowa lektura rozchmurzająca każdego niezależnie od wieku.
Puchatek spotyka pingwina, który wymaga Ośmielenia, Prosiaczek obawia się spotkania ze smokiem ponoć „mimarłym i wytycznym”, Kłapouchy ma problem z Innym Osiołkiem…, przyjaciele wybierają się na poszukiwanie przyprawy rzeki. Zabawne i mądre historie mają w sobie ponadczasowe wartości i jakość, bez której nie zdobyłyby wyobraźni dziecięcego czytelnika.
„Nowe przygody Kubusia Puchatka” powstały z okazji 90 urodzin znanego wszystkim niedźwiadka.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.