Opera Wrocławska zaprasza na cykl „Koncertów letnich”. W kameralnej atmosferze, w zabytkowych wnętrzach Opery melomani będą mogli, przez całe wakacje, zasmakować różnych form muzycznych. Cykl rozpocznie koncert pt. W krainie walca Straussa. Magiczne dźwięki kwartetu smyczkowego zabiorą słuchaczy w świat jednej z najpiękniejszych form muzycznych – wiedeńskiego walca.
– Jesteśmy w przerwie pomiędzy bardzo udanym sezonem i planowanym kolejnym. Nie chcemy jednak zostawić naszych widzów, miłośników muzyki klasycznej, bez możliwości obcowania z nią na żywo. Stąd pomysł na cykl koncertów małych form. Repertuar został tak dobrany, by zadowolić niemalże wszystkie gusta naszych drogich melomanów. W lipcu i sierpniu zapraszamy wszystkich spragnionych muzyki do wyjątkowych zabytkowych wnętrz naszego teatru. Gwarantujemy nie tylko schronienie przed letnimi upałami, ale przede wszystkim artystyczną ucztę z muzyką kameralną – mówi Tomasz Janczak, dyrektor Opery Wrocławskiej.
W okresie wakacyjnym we wszystkie weekendy – od 6 lipca do 31 sierpnia 2024 r. – w Operze Wrocławskiej królować będzie muzyka kameralna w wykonaniu artystów teatru. Nie zabraknie m.in. pereł kameralistyki – jak pieśni Claude’a Debussy’ego czy Maurice’a Ravela, dzieł fortepianowych Gustava Mahlera i Ludwiga van Beethovena, a także wiedeńskich walców Johanna Straussa i fragmentów ze znanych musicali – Skrzypka na dachu i May fair Lady. Oczywiście pojawią się również arie operowe, m.in. z Carmen czy z Opowieści Hoffmanna Offenbacha.
Podczas letnich spotkań z muzyką, oprócz solistów-wokalistów i solistów-instrumentalistów Opery, zaprezentują się również mniejsze zespoły instrumentalne: kwintet smyczkowy, kwintet instrumentalny, kwartet instrumentalny oraz kwintet dęty. Będzie to znakomita okazja, by doświadczyć kontaktu z muzykami, którzy na co dzień grają w orkiestronie i nie są widoczni dla publiczności. Dodatkowo przed i po koncercie będzie można zobaczyć przepiękną salę widowiskową.
Pod wspólną nazwą „Letnich koncertów” kryje się aż czternaście różnych propozycji repertuarowych:
- 6 lipca – W krainie walca Straussa
- 7 lipca – MezzoSopranowe brzmienia
- 13 lipca – Romantyczny duet
- 14 lipca – Przeboje muzyki salonowej
- 21 lipca – Kameralne brzmienie majestatu
- 28 lipca – Hiszpańskie popołudnie
- 3 sierpnia – Siedmiu wspaniałych
- 4 sierpnia – Droga Pieśni
- 10 sierpnia – MezzoSopranowe brzmienia
- 11 sierpnia – Eteryczny impresjonizm
- 17 sierpnia – Polskie struny
- 18 sierpnia – Francuskie wersy
- 24 sierpnia – Oblicza miłości
- 24 sierpnia – Złota piątka
- 25 sierpnia – Oblicza miłości
- 31 sierpnia – Śladami Skrzypka na dachu
Wszystkie koncerty odbywają się w foyer Opery o godz. 17.00. Jeśli zainteresowanie publiczności będzie duże, Opera nie wyklucza dodania koncertów również w innych godzinach. Dokładny repertuar wraz z obsadami oraz możliwość zakupienia biletów znajduje się na stronie Opery Wrocławskiej: https://www.opera.wroclaw.pl/1/koncertyletnie.php
W Pawilonie Czterech Kopuł od 7 lipca dostępna będzie dla zwiedzających wystawa Marii Pinińskiej-Bereś, słynnej artystki współczesnej, uznawanej za jedną z najbardziej wyjątkowych postaci polskiej sztuki XX w.
Jej twórczość eksploruje m.in. sferę różu, kobiecości, feminizmu, erotyzmu i ich społeczno-politycznych uwikłań. Nie obce są jej także relacje ze światem natury, autoironiczne i żartobliwe konteksty.
Na wystawie pokazany jest szeroki wybór prac powstałych od lat 50. do końca minionego stulecia, w tym najważniejsze rzeźby i performanse.
O artystce opowiadają kuratorzy wystawy retrospektywnej – Heike Munder, Jarosław Suchan, Małgorzata Micuła (MNWr) oraz Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu i Iwona Dorota Bigos, kierowniczka Pawilonu Czterech Kopuł Muzeum Sztuki Współczesnej:
Maria Pinińska-Bereś (1931–1999) studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie kształciła się w pracowni jednego z najważniejszych polskich rzeźbiarzy współczesnych – Xawerego Dunikowskiego. Artystka, przez lata pozostająca w cieniu swojego męża Jerzego Beresia, uznanego rzeźbiarza i performera, zaczyna obecnie zdobywać należne jej uznanie.
Wczesne prace Pinińskiej-Bereś z lat 50. XX w. to rzeźby reprezentujące popularny wówczas nurt figuralny. Tworząc je sięgała przede wszystkim po gips, cement i żelazo. Z czasem jej sztuka stała się bardziej abstrakcyjna pod względem formy, a artystka coraz odważniej sięgała po nietradycyjne materiały rzeźbiarskie. Począwszy od lat 60. najpierw zestawiała solidne tworzywa, a następnie zastępowała lżejszymi i „kobiecymi”, takimi jak kołdry, derki, tkaniny i papier mâché.
Widzowie zobaczą znaczące prace z tego okresu. Wśród nich cementową „Rotundę z wotami” (1961), której postument artystka okryła kołderką, czy kolejne masywne rzeźby z serii „Rotundy” (1960–1963), w których już całkowicie zrezygnowała z cokołu, zastępując go poduszkami lub pikowanymi kołdrami kładzionymi bezpośrednio na ziemi pod ciężkimi obiektami. Tymi zabiegami Maria Pinińska-Bereś dokonała celowego udomowienia rzeźbiarskiej bryły, która sprowadzona na ziemię i osadzona na miękkiej tkaninie stała się elementem bliskim widza. Ponadto serią „Rotundy” wykreowała dobitny obraz statusu kobiety w patriarchalnej kulturze, która z jednej strony wynosi kobiecość na ołtarze, jednocześnie wtłaczając ją w narzucone schematy płciowe.
Na wystawie nie brakuje prac z najsłynniejszej serii „Gorsety” (1965–1967). Lekkie rzeźby artystka wykonywała z masy papierowej, drewna oraz tkanin ze sznureczkami i sprzączkami. Prace podwieszała pod sufitem lub ustawiała jak część umeblowania. Wykorzystując w „Gorsetach” papier mâché, delikatne materiały oraz domową technikę niewymagającą rzeźbiarskiego zaplecza, Pinińska-Bereś po raz kolejny skierowała skojarzenia widza na sferę codzienności.
W twórczości Marii Pinińskiej-Bereś charakterystyczne są również biomorficzne kształty przywołujące kobiecą, męską i androgeniczną seksualność. Miękkie struktury i zmysłowe formy wzmacniała kolorem różowym, który stał się znakiem rozpoznawczym artystki. Wątki kobiecej erotyki i poszukiwania dróg do jej wyzwolenia znacząco zdominowały sztukę Pinińskiej-Bereś na długie lata, co znajduje odbicie m.in. w pokazywanych na wystawie pracach z cyklu „Psychomebelki” (1969–1975). Widzowie zobaczą najważniejsze z nich, m.in. „Maszynkę miłości” i „Parawan”. Zapoczątkowana na przełomie lat 60. i 70. seria była pierwszą, w której artystka w brawurowy sposób przedstawiała nagie kobiece ciało oraz problematyzowała kobiecą seksualność i potrzebę doświadczania rozkoszy.
Maria Pinińska-Bereś przywiązywała wielką wagę do performansów, które stanowiły przestrzeń dla publicznej ekspresji unikatowej kobiecej wrażliwości. Z tego względu na wystawie nie mogło zabraknąć nagrań filmowych i dokumentacji zdjęciowych z jej najważniejszych działań performatywnych takich jak „Modlitwa o deszcz” (1977), „Sztandar autorski” (1979), „Pranie I” (1980) czy „Tylko miotła” (1984). Pokazane zostaną także pojawiające się w nich rekwizyty, w tym różowy sztandar wykorzystany w identyfikacji wizualnej ekspozycji, a będący swoistym symbolem jej twórczości.
W akcjach performatywnych i interwencjach artystycznych Pinińska-Bereś manifestowała też głębokie przywiązanie do natury, która była dla artystki – jak sama mówiła – źródłem najbardziej intymnych doznań, czasami nawet bardziej intymnych niż zbliżenie cielesne. Postawa Pinińskiej-Bereś wobec przyrody była w najgłębszym tego słowa rozumieniu ekologiczna, nawet jeśli artystka wprost w swoich wypowiedziach do ekologii się nie odwoływała. Jej interwencje, których dokumentacje i rekwizyty będą prezentowane na wystawie, sprowadzały się na ogół do krótkotrwałych, ulotnych gestów zawsze przepełnionych czułością i szacunkiem wobec natury.
Prezentowane prace pochodzą z rodzinnej kolekcji Fundacji im. Marii Pinińskiej-Bereś i Jerzego Beresia, z kolekcji muzealnych – Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Narodowego w Krakowie oraz Muzeum Narodowego w Poznaniu, Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie, Muzeum Śląskiego w Katowicach, Muzeum Ziemi Chełmskiej w Chełmie, Mazowieckiego Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu oraz kolekcji prywatnych.
Wystawa zorganizowana we współpracy z Kunstmuseum den Haag w Hadze i Galerie für Zeitgenössische Kunst w Lipsku zaprezentowana zostanie też w innych muzeach europejskich. Ekspozycji towarzyszyć będzie katalog z tekstami wybitnych badaczek polskich i zagranicznych.
Wystawa „Maria Pinińska-Bereś” doskonale wpisuje się w dotychczasowy program wystawienniczy Muzeum Sztuki Współczesnej w Pawilonie Czterech Kopuł. To już kolejna – po Magdalenie Abakanowicz, Ewie Kuryluk i Bożennie Biskupskiej – przekrojowa ekspozycja twórczości wybitnej polskiej artystki.
Miejsce wrocławskiej ekspozycji wystawy Marii Pinińskiej-Bereś: Pawilon Czterech Kopuł, Muzeum Sztuki Współczesnej, Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu, termin: 7 lipca – 13 października 2024.
Oprac. do i jo
Podczas 27. Festiwalu Muzyki Kameralnej „Wieczory w Arsenale” im. Jana Staniendy w Arsenale Miejskim we Wrocławiu wystąpił znakomity aktor i interpretator piosenki. Recital Zbigniewa Zamachowskiego był arsenałem kultury anegdot i mistrzostwa piosenki zagranej.
Arsenał to budynek raczej kojarzony z bronią i sprzętem wojennym, wrocławski Arsenał Miejski to miejsce urocze i pozbawiane wojennej emocjonalności, dzięki Festiwalowi Muzyki Kameralnej „Wieczory w Arsenale”, który co roku odbywa się na jego dziedzińcu. Koncertują tu zespoły muzyki klasycznej, aktorskiej, jazzowej, … koncertom towarzyszy zwykle chór ptaków urządzających podniebne akrobacje, letni deszczyk, porywisty wiatr lub delikatny powiew zefirka, grzmoty nadchodzącej burzy, słońce oświetlające dachy, … nieoczekiwanych zjawisk towarzyszących artystom na scenie jest cała paleta. To one tworzą atmosferę miejsca, festiwalową aurę niezwykłości, klimat przenikający do występów aktorów, jazzmanów, skrzypków, akordeonistów, pianistów, śpiewaków, wokalistów, altowiolistów, trębaczy, wiolonczelistów, oboistów i klarnecistów (z góry przepraszam za brak feminatywów, ale zdanie rozrosłoby się do niebotycznych rozmiarów i obawiam się, że utraciłoby pierwotne zamierzenie, czyli chęć nadawcy, żeby odbiorca zechciał je przeczytać). „Wieczory w Arsenale” budowane są na zgodnym współistnieniu natury z kulturą. Arsenał w ich nazwie wydaje się jedynie zaczepną formą nie mającą nic wspólnego z wojną, pozwala dostrzec piękno i delikatność skrywające się pod płaszczykiem militarnej terminologii. Czasem jedynie pogoda jest dość surowa więc lepiej na wieczorny koncert wziąć ze sobą ciepłą pałatkę.
Podczas poniedziałkowego recitalu artysty urodzonego w Brzezinach, a mieszkającego w stołecznej Warszawie waliły pioruny oklasków. Zbigniew Zamachowski strzelał w arsenale… kulturą, anegdotami, dystansem do siebie i mistrzostwem interpretacji piosenki. I byłby wszystkich pozabijał lub przynajmniej mocno poharatał swoją czułością, wyczuciem smaku i formy, gdyby nie zielony dziedziniec, który łagodził wybuchy zadowolenia i śpiewy publiczności i rozpraszał w cudnej przestrzeni jego aktorskie petardy wyśmienitej interpretacji piosenki.
Zbigniewa Zamachowskiego wraz z Romanem Hudaszkiem przy instrumencie klawiszowym mieliśmy okazję oglądać i słuchać w Głuchołazach podczas ubiegłorocznej „Kropki”, festiwalu piosenki turystycznej. Wtedy scena była większa, widownia usposobiona bardziej towarzysko, teraz mogliśmy oddać się w ramiona artystów z większą czułością i zaangażowaniem. Czy warto? Bardzo warto. Zbigniew Zamachowski podczas recitalu żartował, opowiadał anegdoty zawiązane z utworami lub ze swoja osobą, najczęściej te, które pokazywały go w nienajlepszym świetle jako zwykłego człowieka z wadami – niski, otyły, niby sławny, ale nie tak jak Colin Farrell, niby znany ale mylony z …
Pięknie opowiadał i pięknie śpiewał. Słuchanie jego oryginalnego tembru głosu i niskiej frazy dawało ukojenie i przyjemność w zgiełkliwym pędzie krzyczącego świata.
Jest multiinstrumentalistą, gra na gitarze, fortepianie, okarynie, flecie, cymbałkach, trójkącie… ale też bez zbytniej przesady – wydobywa z tych instrumentów dźwięki potrzebne do zbudowania historii, nastroju i puenty… Wirtuozostwo ujawnia w dziedzinie interpretacji piosenki, w instrumentalistyce raczej się tajniaczy, choć należałoby przypuszczać, że to celowa postawa pozostawienia jakiejś tajemnicy na drugą kwartę drugiej połowy życia. Może po 65 usłyszymy Zamachowskiego grającego na armacie na dziedzińcu Arsenału z czułością frazy Stradivariego? Na pewno byłoby to mistrzowskie wykonanie. (Tak jak magiczne „plim” wykonane na trójkącie po poniedziałkowym „Wieczorze w Arsenale”).
Zjawiskowo wykonany, profetyczny Sting w wersji Zamachowskiego, problemy z wysokodietetyczną dietą – za którą artysta kupił płytę wokalisty „The Police”, „lepiej się wstydzić przez pięć minut niż przez dwa tygodnie ćwiczyć”- słowa niepedagogicznej piosenki wykonywanej z towarzyszeniem gitary, opowieści spod nasypu przy Teatrze Polskim we Wrocławiu – to tylko niektóre z – powtarzanych i zapamiętanych przez zachwyconych widzów poniedziałkowego wieczoru w Arsenale – historii i wykonań przytaczanych przez Zbigniewa Zamachowskiego i komentująco- akompaniującego Romana Hudaszka.
Recital nosił tytuł „Nie tylko o miłości”. Znalazły się w nim m.in. takie utwory jak „W małym miasteczku”, „Bo we mnie jest seks”, „Piosenka o Zielińskiej”, „Gdy odwalę kitę”, „Bal na gnojnej” „Kobiety jak te kwiaty”, „Za dzień mój ślub”, „Już czas na sen”.
Organizatorem koncertu był 27. Festiwal Muzyki Kameralnej im. Jana Staniendy „Wieczory w Arsenale”.
Oprac. do
foto. jo i do
W sezonie artystycznym 2023/2024 w Teatrze Muzycznym Capitol miały miejsce trzy premiery: „A statek płynie” w reż. Wojciecha Kościelniaka, „Gala Światowych Musicali III Duety!” w reż. Konrada Imieli oraz „Złote płyty” w reż. Mateusza Pakuły.
Teatr odwiedziło 100145 widzów na spektaklach i koncertach repertuarowych, frekwencja na 44. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej wyniosła 95 %, „Czytanie na Dywanie” odbyło się 33 razy.
W minionym sezonie powstały dwa odcinki specjalne podcastu, w którym Teresa Drozda rozmawia z artystkami i artystami związanymi z Capitolem. Tym razem, gośćmi dziennikarki byli reżyser Wojciech Kościelniak i reżyserka Agata Duda-Gracz.
„Czytanie na dywanie” to cotygodniowe spotkania literackie dla najmłodszych i młodzieży. Podczas wydarzenia, artystki i artyści Capitolu czytają uczniom fragment książki, którą wybiera Filia nr 14 Miejskiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu. W ramach „Czytania na dywanie” odbywały się także ukraińsko-polskie spotkania, w których brała udział Sofiia Onishchenko.
16 czerwca odbył się wernisaż wystawy obrazu Poli Dwurnik „Uchodźcy”. W Galerii Jednego Obrazu na capitolowym Podwórku zawisło dzieło nawiązujące do jednego z głównych wątków spektaklu „A statek płynie” w reż. Wojciecha Kościelniaka: losu osób uciekających przed wojną. Obraz będzie można oglądać w Capitolu do września tego roku. Wydarzenie odbyło się w ramach współpracy z Krupa Art Foundation.
Pod koniec czerwca, w ramach Święta Wrocławia i na zakończenie sezonu artystycznego, odbył się czwarty już koncert „Capitol od kuchni”. Aktorki i aktorzy Capitolu zaśpiewali piosenki z repertuarowych spektakli, takich jak: „A statek płynie”, „Złote płyty”, „Priscilla, Królowa Pustyni. Musical”, „Mock. Czarna burleska”, „Nasza mama czarodziejka”.
W listopadzie 2023 roku na Dużej Scenie zszedł z afisza „Frankenstein” w reż. Wojciecha Kościelniaka.
Były także liczne nagrody i nominacje dla aktorów i pracowników Teatru Muzycznego Capitol. Laureatami zostali m.in. Justyna Szafran, Rafał Derkacz, Helena Sujecka oraz Małgorzata Szeptycka i Wiesław Hutnik.
W grudniu 2023 roku ukazała się płyta „Czary Baltazary” nagrana przez aktorkę Capitolu Emose Uhunmwangho oraz zespół Skrzypotrąby.
Premiera płyty Alberta Pyśka „Bilet sieciowy” odbyła się pod koniec marca 2024 roku.
22 września 2023 roku odbyła się premiera „Instrukcji” w reż. Konrada Imieli, dyplomowego spektaklu studentów IV roku aktorstwa Akademii Teatralnej a Warszawie. Spektakl brał udział w 30. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Trzymajmy rękę na pulsie, bo przyszły sezon zapowiada się równie intrygująco. W sprzedaży są już bilety na wrześniową premierę „Romea i Julii” w reż. Jana Klaty.
Oprac. do
Wrocławski Teatr Lalek zaprasza na pokaz finałowy półkolonii teatralnych Lato w teatrze 2024.
Finał projektu jest zapisem procesu dwutygodniowych poszukiwań: performensem złożonym z indywidualnych i grupowych instalacji, małych form chóralnych, prac wideo, w którym każde dziecko w wybranej przez siebie formie przedstawi swoją opowieść, wydobywając z ciemności to, co musi ujrzeć światło dzienne.
W letnich integracyjnych półkoloniach teatralnych wzięli udział młodzi artyści w wieku 8 -12 lat, dzieci z niepełnosprawnością wzroku oraz z pieczy zastępczej. Warsztaty były przestrzenią spotkania i wspólnych odkryć, empatii i współpracy. – Bawiliśmy się i tworzyli, odkrywali wyjątkowość i mocne strony każdego z nas- mówią organizatorzy.
Zagłębialiśmy się w niewidzialnym, angażując zmysły inne niż wzrok. Doświadczaliśmy ciszy i dźwięków, dotyku jako sposobu poznawania świata, daliśmy się pokierować węchowi i smakowi. Przyjrzeliśmy się współczesnym eksperymentom performatywnym, żeby zobaczyć, czy można opowiadać o świecie inaczej niż tylko obrazami. Odwołanie do świata zmysłów pozwoliło nie tylko rozwijać uważność i poszerzać percepcję, ale również stworzyło wspólną przestrzeń pracy na równej pozycji dla dzieci z niepełnosprawnością wzroku i widzących- dodają pomysłodawcy przedsięwzięcia.
Finał projektu będzie swoistym zapisem procesu dwutygodniowych poszukiwań: performensem złożonym z indywidualnych i grupowych instalacji, małych form chóralnych, prac video, w którym każde dziecko w wybranej przez siebie formie przedstawi swoją opowieść, wydobędzie z ciemności to, co musi ujrzeć światło dzienne.
Pokaz finałowy odbędzie się 6.07.2024 o g. 12:00 we Wrocławskim Teatrze Lalek | wstęp wolny.
Lato w teatrze jest programem Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego finansowanym ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
W Polsce każdego dnia średnio 450 osób dowiaduje się, że ma nowotwór. Jeśli takie są fakty, to próżno szukać rodzin, które nie zmagały się lub nie zmagają z nowotworem. Taka diagnoza często jest traktowana jak wyrok. Pojawiają się lęk o przyszłość, strach przed cierpieniem i śmiercią, smutek, gniew… Elizabeth Cohn Stuntz i Marsha M. Linehan (psychoterapeutka i psycholożka) z własnego doświadczenia wiedzą, jak trudne, wyniszczające i przytłaczające jest życie z rakiem. A skoro dramatyczna autopsja była ich osobistym udziałem, to kto, jak nie one mają kompetencję i wiedzę na temat radzenia sobie z nowotworem?
Poradnik „Radzić sobie z rakiem” może z powodzeniem okazać się lekturą kanoniczną, bardzo potrzebną i ważną dla wielu pacjentów, ich rodzin i bliskich. Książka wiele wyjaśnia, daje ukojenie i zestaw pomocnych ćwiczeń, które mogą przyczynić się do poprawy jakości życia.

„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” Elizabeth Cohn Stuntz, Marsha M. Linehan, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Dzięki niej dowiadujemy się m.in.: jak stawić czoło strachowi, smutkowi i złości, nie pozwalając, aby nas obezwładniły; w jaki sposób zachować nadzieję, nie stosując mechanizmu wyparcia; co zrobić, by podtrzymać bliskie relacje, kiedy brak nam sił na zadbanie o siebie.
Autorki, wykorzystując założenia terapii dialektyczno-behawioralnej, opracowały program pomocy psychologicznej dla pacjentów onkologicznych. Szczegółowo opisane w książce strategie pomagają zrozumieć reakcję na wiadomość o chorobie, realnie ocenić sytuację, by podjąć odpowiednie leczenie, a także lepiej radzić sobie z przytłaczającymi emocjami. Stuntz i Linehan wyjaśniają, jak skutecznie komunikować swoje potrzeby zarówno bliskim, jak i personelowi medycznemu, wskazują drogę do akceptacji dolegliwości psychicznych i fizycznych oraz odnalezienia sensu w cierpieniu.
„Radzić sobie z rakiem” jest skutecznym wsparciem dla osoby chorej i jej bliskich na każdym etapie leczenia, pomoże przetrwać najtrudniejsze momenty oraz znaleźć spokój i ukojenie.
O autorkach publikacji Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego czytamy:
Elizabeth Cohn Stuntz – amerykańska psychoterapeutka, która po wielu latach pracy z pacjentami onkologicznymi oraz na podstawie własnych doświadczeń opracowała program radzenia sobie z chorobą nowotworową oparty na terapii dialektyczno- behawioralnej (DBT). Jest członkinią kadry naukowej Westchester Center for the Study of Psychoanalysis and Psychotherapy.
Marsha M. Linehan – twórczyni terapii dialektyczno- behawioralnej, emerytowana profesor psychologii. Pełniła funkcję dyrektorki kliniki badań behawioralnych i terapii University of Washington. Jej wkład w badania w obszarze psychologii klinicznej został uhonorowany licznymi prestiżowymi nagrodami.

„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” Elizabeth Cohn Stuntz, Marsha M. Linehan, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Sam imperatyw zawarty w tytule książki „Radzić sobie z rakiem” zachęcił mnie do analizy słów zapisanych na różowej okładce z delikatną grafiką dłoni trzymającej różową wstążkę. Już na pierwszych stronach publikacji dostałam całą serię wiadomości, które skutecznie zachęciły mnie do uważnej lektury.
Doktor Marsha Linehan- stworzyła „terapię dialektyczno- behawioralną (DBT), aby pomóc ludziom w radzeniu sobie z sytuacjami, gdy życie staje się nieznośne. […] Udowodniono, że proponowane przez nią umiejętności skutecznie pomogą osobom o skłonnościach samobójczych w tolerowaniu nieznośnych dla nich sytuacji, począwszy od poważnych strat, a skończywszy na braku sensu życia”.
Czytałam dalej, że kluczem do skutecznego radzenia sobie z różnymi sytuacjami jest równowaga. Można być nieszczęśliwym, bo choruje się na raka, a jednocześnie szczęśliwym z powodu innych aspektów życia. Można się i bać, i mieć nadzieję.
Pierwsze rozdziały były omówieniem metod radzenia sobie z diagnozą, odwoływały się do treningu uważności i wrodzonej mądrości.
Potem autorki przeszły do opisywania życia ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową i sposobów radzenia sobie z emocjami i porozumiewania się z innymi ludźmi.
O emocjach napisały, że są jak fale – przypływają i odpływają. O mózgu, że w obliczu niebezpieczeństwa i niepewności tworzy różne opowieści, próbując wyjaśnić bieżącą sytuację i przywrócić w nas poczucie przewidywalności i kontroli. O żałobie, że ma sens tylko wtedy, gdy śmierć stoi u progu, a nie w sytuacji, gdy może jest możliwość leczenia i powrotu do codziennego życia…
Lekarki, z wyczuciem i talentem popularnonaukowej frazy, pisały o dużej różnicy między lękiem i strachem. Strach to reakcja na bieżące, faktyczne zagrożenie (uciekasz, bo widzisz lwa). Lęk dotyczy przyszłości, która być może się nie wydarzy. Lęk przejawia się wtedy skłonnością do czynienia założeń. „Niektóre, ponure założenia mogą sprawić, że łatwiej przyjdzie nam wycofać się z radosnych fragmentów życia…” – czytałam w kolejnych rozdziałach.
Dalej autorki prowadziły czytelnika przez zawiłości umysłu, który poszukując zagrożenia w najbliższym otoczeniu jest biologicznie wyczulony na wszystko, co negatywne. O dialektyzmie napisały, że można czuć i myśleć na dwa sposoby sprzeczne jednocześnie, np. martwić się i mieć nadzieję.
Marsha Linehan, w połowie uporządkowanych naukowo rozważań, konkludowała, że łatwiej jej było żyć, gdy dostrzegła własną siłę, nadzieję i rezyliencję (czyli umiejętność dostosowywania się do zmieniających się warunków, plastyczność umysłu, jego elastyczność i odporność psychiczną).

„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” Elizabeth Cohn Stuntz, Marsha M. Linehan, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Ciekawe metafory i unaoczniające przykłady zawarte w publikacji, np. uważność jako czyszczenie przedniej szyby lub zdjęcie z oczu opaski w trakcie przemieszczania się przez pokój pełen mebli, dobrze wpływały na proces czytelniczego zainteresowania trudnym tematem.
Na problemy z myślami lękowymi psychoterapeutka polecała ich dostrzeżenie, nazwanie (a nie osądzanie) i pozwolenie na to, żeby odpłynęły.
Najbardziej typowym dążeniem w odpowiedzi na strach jest unikanie – napisała Marsha M. Linehan. Gdy się boimy, chcemy uciec, schować się przez swoimi uczuciami. Szukamy każdego możliwego sposobu, aby powstrzymać to, co czujemy. Przeglądamy strony internetowe, więcej jemy, więcej kupujemy i /lub sięgamy po alkohol albo narkotyki. Czasami naskakujemy na innych ludzi…
Jak wskazują badania- w obliczu kryzysu niektóre osoby odnajdują w sobie dotychczas niewykorzystywane pokłady sił – czytałam dalej.
Co ciekawe „20 sekund przytulania się i 10 minut trzymania drugiej osoby ze rękę może stanowić bezcenne źródło otuchy i czułości, obniżając reaktywność na stres i lęk”- zapewniała autorka.
Z kolejnych rozdziałów dowiedziałam się, jak można konstruktywnie rozmawiać z lekarzem. Konkretne przykłady wydają się być pomoce i użyteczne.
Ciekawa historia o człowieku, który tak zawierzył Bogu i tak usilnie modlił się o cud, że nie zauważył, że Bóg wysłał mu ratowników – dała anegdotyczne spojrzenie na problem.
„Ludzie, którzy modlą się o cuda, zazwyczaj nigdy ich nie doczekują. Tymczasem ci, którzy modlą się o odwagę, o siłę, aby mogli znieść to, co nieznośne, o łaskę, aby mogli pamiętać, czym wciąż dysponują, często zostają wysłuchani” – czytałam w ostatnich rozdziałach zajmującej lektury.
Autorka zaproponowała, aby spróbować skupić się na chwil bieżącej, pamiętać, że jedyną stałą rzeczą jest zmiana i że zawsze istnieje inna perspektywa, z której można spojrzeć na swoją sytuację.
„Nawet, gdy nie jesteś w stanie przewidzieć przyszłości, możesz zdecydować, że będziesz korzystać z huśtawki, jaką obecnie jest twoje życie w sposób sensowny, w takim stopniu, w jakim jest to obecnie możliwe” – napisała Marsha M. Linehan w podsumowaniu.
„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” autorstwa Elizabeth Cohn Stuntz i Marsha M. Linehan okazuje się być zaskakująco bliską książką, jeśli trafi na odpowiedniego czytelnika i we właściwy czas. Doskonała publikacja Uniwersytetu Jagiellońskiego może przynieść ulgę i pocieszenie. Przystępnie wyjaśnia i opisuje sposoby na poprawę jakości życia oraz przedstawia metody i techniki pracy nad dążeniem do jego poprawy.
Przekład: Agnieszka Kasprzyk
Konsultantka merytoryczna: Joanna Zapała
Seria: Psyche / Soma
Liczba stron: 208
Format: 15×23 cm
Data publikacji: 20.04.2023
Data wydania e-booka: 26.05.2023
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wydawnictwo Literackie przygotowało coś specjalnego dla wakacyjnych czytelników i całorocznych pożeraczy powieści. „Sen o drzewie” miał swoją premierę 19 czerwca i już kilka dni po wejściu na rynek księgarski zaczął zbierać pochlebne opinie. Drzewo, którego korona jest symetrycznie podzielona na soczyście zielną – po lewej stronie grafiki i pozbawioną liści – po prawej stronie grafiki umieszczonej na okładce, przyciąga wzrok ekologów, obrońców przyrody i zwolenników tego rodzaju estetyki wydawniczej. Czy wnętrze jest równie ciekawe i wabiące myśli i wyobraźnię czetnika?

„Sen o drzewie” Maja Lunde, Wydawnictwo Literackie
Maja Lunde norweska pisarka swoją najnowszą książkę nazywa „ostatnią częścią kwartetu klimatycznego”. Kto czytał powieści „Historia pszczół”, „Błękit” i „Ostatni” miał szansę rozsmakować się w tej literaturze. Ja sięgam po „Sen o drzewie” z ciekawością nowicjusza, bez znajomości trzech wcześniej spisanych historii. Zobaczymy czy to dobry sposób na czytanie Mai Lunde.
Akcja powieści rozpoczyna się od jesionu, które morze wyrzuciło na brzeg.
Mieszkańcy norweskiego archipelagu podejmują decyzję o samoizolacji. Rok 2110, Syczuan. Tao odbiera sygnał mayday: na wyspie za kołem podbiegunowym czeka na pomoc trójka dzieci i dwoje nastolatków ocalałych po wielkiej epidemii. Mają dostęp do globalnego banku nasion.
Sensualne opisy czyta się dobrze.
Kiedy otwiera drzwi, czuje, jak bardzo zgłodniał. W spiżarni pod dachem wciąż wisi suszona ryba, w jednym z koszy znajduje zaś ostatnią marchewkę.
Je ją na stojąco, odgłos miażdżonej między zębami marchwi ogłusza. Kawałki nie chcą przejść przez gardło. Ma wrażenie, że utknęły, że go uduszą.
Jesteśmy świadkami szerzącej się zarazy, podczas której bohaterowie podejmują dramatyczne wybory i starania, by przetrwać.
Język tłumaczenia powieści na język polski przez Mateusza Topę jest zajmujący, wciągający i ciekawy. Oto próbka interesująco puentowanego akapitu.
Każdego dnia Tommy wstaje kwadrans po siódmej. Myje się, ubiera i wmusza w siebie śniadanie. Dokładnie o ósmej spisuje listę prac, jakie go czekają i listę lektur, które ma ochotę przeczytać. Ochotę? Nie, „ochota” to niewłaściwe słowo. Woli myśleć, że ma obowiązek je przeczytać. Ochota dawałaby możliwość wyboru. W tym życiu nie ma miejsca na wybór, poza tym wybór niesie ze sobą potencjał zmiany, a on nie może pozwolić sobie na zmianę utartych schematów. Jeść, spać, pracować, czytać. Jeść, spać, pracować, czytać. Każdy dzień dokładnie taki jak poprzedni. Rutyna, mówi Tommy sam do siebie, tylko to się teraz liczy. Jedyną siłą wyższą, jaką uznaje, jest zegar, rutyna zaś to jego religijny obrządek. Uśmiecha się, gdy uświadamia sobie podobieństwo słów „rutyna” i „rytuał”.
Trzymające w napięciu spotkanie z niedźwiedziem polarnym kończy się krótkim zdaniem, że ojciec nie żyje, rozchorował się. Towarzyszymy umieraniu babci i przygotowaniu ciała do pochówku, czytamy z bohaterem fragmenty książki o badaczu nasion.
Fabuła „Snu o drzewie” może spodobać się czytelniom szukającym inspiracji do refleksji o przyszłości planety. To także powieść o odpowiedzialności za rodzinę i o relacji między człowiekiem a naturą. Znakomita lektura na wakacje w plenerze.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
Wrocławskie Muzeum Narodowe zaprasza na autorską wystawę Joanny Hawrot, uznanej polskiej projektantki, kostiumografki i artystki wizualnej. To pierwsza tak duża wystawa tej twórczyni łącząca świat mody, sztuki i designu.
Na 370 metrach kwadratowych, wśród scenografii złożonej z 1800 metrów tkaniny Joanna Hawrot prezentuje autorskie kolekcje kimon zainspirowanych pracami wybranych artystów: Maurycego Gomulickiego, Soni Hensler, Angeliki Markul, Wojciecha Ireneusza Sobczyka i Honzy Zamojskiego.
Jak mówi artystka: „Wystawa jest próbą połączenia odmiennych estetycznie światów, artystów i opowieści. To rodzaj autorskiego eksperymentu oparty na dwóch dekadach moich artystycznych doświadczeń. Kluczowa jest tu opowieść, dla której wybrałam zaprojektowaną przez siebie formę kimona wraz z wariacjami wokół niej. To moje narracyjne pars pro toto (łac. część za całość). Kimono staje się narzędziem, które wprowadza dialog, daje do myślenia, tworzy nowe połączenia”.
Kimono jest najbardziej rozpoznawalnym przejawem japońskiej kultury. W nowoczesnej Japonii przywołuje historię i tradycję. Jest wypadkową obowiązujących norm i osobistych upodobań, a przywiązanie do niego jest nadal bardzo żywe. Na Zachodzie ten niezwykły element japońskiej garderoby jest od niemalże dwóch stuleci ikoną mody, fascynującym medium, stymulującym do doświadczeń twórczych artystów i projektantów.
Wystawie towarzyszyć będzie cykl wydarzeń zaplanowanych na już na najbliższą sobotę, 22 czerwca. Warto odwiedzić Muzeum Narodowe między godziną 13 , a 17, bo Dzień Otwarty ekspozycji „Kimono jako doświadczenie. Język sztuki Joanny Hawrot” zapowiada się bardzo interesująco.
13:00 „Kimono jako doświadczenie. Język sztuki Joanny Hawrot” – oprowadzanie kuratorskie. Prowadzenie: Dorota Róż-Mielecka. Wstęp z biletem na wystawy czasowe, liczba miejsc limitowana, zapisy: 71 372 51 48 lub [email protected]
14:00 Pokaz japońskiego masażu KOBIDO. Prowadzenie: Małgorzata Solak z Salonu Yasumi. Hol muzealny, wstęp wolny
15:00 Lekcja języka japońskiego (podstawowych zwrotów towarzyskich). Prowadzenie: Joanna Korpalska ze Szkoły Językowej Partout Languages. Hol muzealny, wstęp wolny
17:00 „Trzy odsłony jednego kimona” – wykład popularnonaukowy dla dorosłych z cyklu „Z-orientowani w modzie. Inspiracje Wschodu w modzie Zachodu”. Prowadzenie: Małgorzata Możdżyńska-Nawotka. Sala 116, wstęp wolny
Inne wydarzenia towarzyszące wystawie „Kimono jako doświadczenie. Język sztuki Joanny Hawrot” m.in. oprowadzania kuratorskie, wykłady i spotkania oraz lekcje muzealne zaplanowane są do 25 sierpnia.
oprac. i fot. jo