Nigdy nie należałam do fanów powieści fantastycznych. W związku z tym, gdy otrzymałam propozycję przeczytania „Rzeki zaklętej” autorstwa Rebecci Ross, nie byłam zbyt zachwycona. Mimo to, postanowiłam odłożyć moje osobiste preferencje na bok i dać lekturze szansę. Przyznam nawet, że sam opis znajdujący się z tyłu książki, całkiem mnie zaintrygował. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że mocno się zawiodłam.
Utwór opowiada o chłopaku noszącym imię Jack Tamerlaine. Zostaje on wezwany na wyspę, którą kiedyś zamieszkiwał, by pomóc rozwiązać zagadkę znikających w ostatnim czasie dziewczynek. O zbrodnię podejrzewane są duchy kręcące się w pobliżu. Głównemu bohaterowi towarzyszyć będzie jego dawna rywalka z dzieciństwa, Adaira. Fabuła z początku wydaje się ciekawa, zapowiedź wskazuje na porywającą historię. Okazuje się, iż wcale tak nie jest – wydarzenia ciągną się w nieskończoność, a gdy w końcu dzieje się cokolwiek, co mogłoby przyciągnąć uwagę czytelnika, od razu zostaje przerwane nic niewnoszącymi momentami. Pierwsze osiem rozdziałów to tak naprawdę jedynie wstęp, a warto wspomnieć, że książka ma ich 28.
Pomijając tempo historii, sporym problemem są też niezdatne do polubienia postaci. Większości bohaterów brakuje jakiejkolwiek osobowości; ciężko byłoby nazwać ich cechy. Szczególnie dotyka to głównego bohatera, o którym nie da się za wiele powiedzieć… A przecież to właśnie on jest postacią, z którą spędzamy najwięcej czasu – powinna zachęcać nas do czytania. Skoro jesteśmy już przy bohaterach, to na pewno ważne jest poruszenie tematu głównego wątku romantycznego. Uczucia wspomnianej wyżej dwójki rozwijają się zdecydowanie za szybko – nie mają oni czasu się zaprzyjaźnić, bliżej poznać. To, jak pośpieszona jest ich relacja można nazwać nawet nieco zabawnym, porównując prędkość rozwoju wątku głównego do niewiele wnoszącego tu wątku pobocznego. W końcu jedyne, co pamiętają o sobie te dwie postaci, to zaledwie kilka momentów sprzed 10 lat, które mogłyby charakteryzować ich osobowości. Autorka koniecznie chce jednak, by ich znajomość przerodziła się w związek, więc dodaje losowe fragmenty wskazujące na to, że temat ten mógłby się jakoś rozwinąć. Tylko, że to nie ma sensu – sam „proces” zakochiwania się nie jest opisany – jedynie uznanie z dnia na dzień, że jeden bohater podoba się drugiemu. A przecież nie na tym polega zawieranie więzi z innymi.
Podsumowując, uważam, że książka nie jest warta przeczytania. Pomysł na fabułę zdecydowanie miał potencjał, ale samo wykonanie niezbyt zasługuje na uwagę. Gdyby utwór był krótszy, akcja szybciej się rozwijała lub bohaterowie byli bardziej przemyślani, może nawet bym ją komuś poleciła, lecz niestety tak nie jest i myślę, że istnieje wiele innych pozycji o podobnej liczbie stron, którym można poświęcić czas.
tekst: Lilia Stefaniuk
Audiobook
Zanim pójdziecie do Teatru Muzycznego Capitolu na Waitsa w wykonaniu Imieli i Skrzypka posłuchajcie płyty. We wrocławskim wydawnictwie fonograficznym Luna ukazał się znakomity krążek, z okładki którego patrzą na nas bystrym okiem dwaj mężczyźni w białych koszulach, marynarkach i w kaloszach (?). W środku – teksty Waitsa w tłumaczenia Kołakowskiego i fotografie Gawrońskiego. Wszystko poskładane z pomysłem wciągającym w świat twórców projektu zarówno tych, którzy cenią twórcze wykorzystanie słowa, dźwięku, jak i obrazu.
„Waits. 2022. Konrad Imiela i Adam Skrzypek” to płyta z 11 utworami amerykańskiego kompozytora, poety i aktora przetłumaczonymi przez Romana Kołakowskiego i zaśpiewanymi przez Konrada Imielę. Oprócz głosu Konrada słyszymy tutaj jego stukania, tupania, pstrykania, szurania oraz instrumentalny akompaniament na gitarze i fisharmonii. Przestrzeń i głębię muzycznych doznań zapewnia Adam Skrzypek grający na kontrabasie.
„Śpiewam te piosenki od 27 lat. Są w nich zapisane emocje autora i pierwotnego wykonawcy – niedoścignionego egocentryka, Toma Waitsa. Wraz z moim przyjacielem, Adamem Skrzypkiem, pożyczamy je od niego, żeby na chwilę w nasze dzisiejsze emocje je włożyć. Pójść z nimi swoją drogą. […]”. – pisze do słuchaczy Konrad Imiela na okładce płyty.
Kameralne, minimalistyczne aranżacje i ożywcze interpretacje utworów przynoszą słuchaczom muzyczne zaskoczenia. Dojrzałych, jędrnych, chrapliwych, kosmatych wykonań słucha się z dużym zainteresowaniem. Każda piosenka to osobna historia opowiedziana za pomocą innych środków wyrazu. Głos wokalisty świetnie brzmi w zestawieniu z gitarą i kontrabasem. Skrzypek z Imielą zdają się doskonale wyczuwać waitsową frazę. Ich płyty słucha się znakomicie, a recital prezentowany na Scenie Ciśnień, jest wyjątkowo udanym przedsięwzięciem (jak zdradzają recenzenci, którym udało się oglądnąć go w Capitolu w ubiegłym roku).
Lista utworów
- Rybi puzon (Swordfishtrombone sł. muz. Tom Waits)
2. Rozmowy u fryzjera (Barber shop sł.muz. T.Waits)
3. Czekając na wczoraj (Yesterday is here sł. T.Waits, muz. Kathleen Brennan, T.Waits)
4. Dno dno dno (Down, down, down sł. muz. T.Waits)
5. Blue Valentines (sł. muz. T.Waits)
6. Underground (sł. muz. T.Waits)
7. Rzeczy żołnierza (Soldier`s things sł. muz. T.Waits)
8. W Koloseum świata (In the Colosseum sł. T.Waits, muz. K.Brennan, T.Waits)
9. Fałszywa prognoza (Strange weather sł. T.Waits, muz. K.Brennan, T.Waits)
10. Telefon z Istambułu (Telephone call from Istanbul sł. muz. T.Waits)
11. Czarne skrzydła (Black wings sł. T.Waits, muz. K.Brennan, T.Waits)
oprac. do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Luna.
O kameralnych koncertach prowadzonych w małych, zabytkowych kościółkach przez Bernsteina, fenomenie Mahlera… i wielu innych sprawach nie zdążyłam porozmawiać z bliską mi osobą. Teraz wpadła mi w ręce książka, stanowiąca namiastkę tych niedokończonych, osobistych rozmów o muzyce naznaczonych niedopowiedzeniem, wieloznacznością i ironią. Wydawnictwo Muza opublikowało ciekawą książkę stanowiącą zbiór rozmów pisarza z dyrygentem. „Rozmowy o muzyce Haruki Murakami, Seiji Ozawa” przełożyła Anna Zielińska- Elliott, a na rynek wydawniczy wypuściła warszawska oficyna w 2022 roku.

„Rozmowy o muzyce Haruki Murakami, Seiji Ozawa” w przekładzie Anny Zielińskiej- Elliott, Wydawnictwo Muza
„Powiedzenie, że ludzie twórczy muszą być w gruncie rzeczy egoistami, zabrzmi może arogancko, ale czy to się komuś podoba, czy nie, jest to niezaprzeczalny fakt. Jeżeli ktoś żyje, wiecznie zwracając uwagę na otoczenie, starając się unikać konfliktów, nikogo nie denerwować […] nie uda mu się pracować twórczo w żadnej dziedzinie.” Tak postawiona teza rozpoczyna cykl rozmów i zapowiada interesujący ciąg dalszy.
Spotkanie najbardziej znanego na świecie pisarza japońskiego z jednym z najwybitniejszych dyrygentów na świecie, dyrektorem muzycznym Opery Wiedeńskiej i orkiestr w Toronto, San Francisco i Bostonie prowadzi do sformułowania głębokich myśli o muzyce, krążących gdzieś między anegdotą, a wnikliwą analizą utworu.
„Muzyka istnieje po to, by uszczęśliwić ludzi. Robi to na różna sposoby, których skomplikowana natura mnie fascynuje”- pisze autor.
Dzięki książce dowiadujemy się, że w pierwszej symfonii Mahlera jest wskazówka w partyturze dyrygenta mówiąca o tym, że waltorniści mają wstać w pewnym momencie z instrumentami w dłoniach. W innym miejscu czytamy, że muzycy mają skierować czary w górę. To wyjaśnia brzmienie i pozwala lepiej zrozumieć nie tylko utwór Mahlera. Nawiasem mówiąc, okazuje się, że wskazówki Mahlera w partyturze są bardzo szczegółowe, a fakt, że był Żydem pochodzącym z małego miasteczka miał olbrzymi wpływ na jego twórczość i życie.

„Rozmowy o muzyce Haruki Murakami, Seiji Ozawa” w przekładzie Anny Zielińskiej- Elliott, Wydawnictwo Muza
Szczególnie interesująca wydaje się analiza wyjątkowości utwór Mahlera. Murakami twierdzi, że w muzyce kompozytora „podejmowany jest temat elementów podziemnych, kryjących się w ciemności. Są w niej różne motywy- sprzeczne…”
Z kolejnych wątków rozmowy dowiadujemy się, że techniczny poziom wykonań i umiejętności orkiestr podniósł się nieprawdopodobnie (poczynając od lat sześćdziesiątych).
W innym miejscu Ozawa opowiada, jak podczas dyrygowania złamał sobie mały palec o pulpit (a właściwie o blat mównicy).
„Rozmowy o muzyce” to interesująca lektura, dzięki której czytelnik poznaje lepiej siebie, wybitnych interlokutorów i sztukę czarowania dźwiękiem.
Oprac. do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza. / Audiobook
Koncert rozpoczęła symfoniczna introdukcja zagrana przez muzyków zespołu NFM Filharmonia Wrocławska pod dyrekcją Huberta Kowalskiego. Zrobiło się trochę filmowo. Potem na scenę weszli muzycy Raz Dwa Trzy i z pokorą oddali się pod batutę dyrygenta. Wydawali się nieco wycofani i stonowani. Ale przecież sami wybrali symfoniczną formułę wykonawczą, która wymagała powstrzymywania się od porywów nieskrępowanej improwizacji. To muzyczne połączenie akustycznych skrzypiec, altówek, kontrabasów, wiolonczel, klarnetów, harfy, kotłów… z elektrycznymi gitarami, instrumentem klawiszowym, akordeonem, perkusją i trąbką stworzyło bardzo interesującą fuzję muzyczną. Charakterystyczny głos Adama Nowaka dobrze brzmiał w zalewającej salę lawie dźwięków i w kaskadzie subtelnych fraz. Symfoniczny anturaż skomponował nową przestrzeń doznań. Słowa zapowiedzi i teksty piosenek (zagranych w nowych aranżacjach) wybrzmiewały z całą starannością ich sensowności, liryczności i refleksyjności.
Muzycy zaprezentowali swoje popularne utwory m.in. „Trudno nie wierzyć w nic”, „W wielkim mieście”, „I tak warto żyć”, „Amulet”, „Czekam i wiem”, „Nazywaj rzeczy po imieniu”, „Mam imię, nazwisko i pracę”, „Jestem tylko przechodniem” czy „Już”. Piosenki Wojciecha Młynarskiego „Idź swoją drogą”, „Jeszcze w zielone gramy” Adam Nowak okrasił anegdotami, wspomnieniami ze spotkań z mistrzem Młynarskim.
Raz Dwa Trzy powstało trzydzieści trzy lata temu, więc publiczność wypełniająca całą Salę Główną NFM w naturalny sposób wniosła do koncertu szlachetny rys wielopokoleniowości. Charakterystyczne „Dziękuję za wypowiedź” słyszeliśmy z ust lidera Raz Dwa Trzy po każdej zapowiedzi, a po trzygodzinnej uczcie muzycznej wiwatująca na stojąco publiczność zdawała się metaforycznie krzyczeć Nowakową frazę ze zwielokrotnioną siłą.
Oprócz znakomitych piosenek wieczór przedsylwestrowy z Raz Dwa Trzy w NFM obfitował w naturalność zachowań ze zgrzebnością codzienności w tle, obyło się bez blichtru, puszenia się udawania i błyskotek charakterystycznych dla końcoworocznych i wczesnostyczniowych dni. „Że ja doczekam tego dnia…” na bis, solo, śpiewali lepiej lub gorzej, ale z uroczą nutą spontaniczności członkowie zespołu (znakomici muzycy – Jacek Olejarz, Grzegorz Szwałek, Jarosław Treliński, Mirosław Kowalik, Tadeusz Kulas), dyrygent i skrzypaczka.
W prezencie od artystów otrzymaliśmy zadumę, refleksję i ździebełko nadziei. Wyszliśmy z bezcennym podarunkiem na pl. Wolności z budynku NFM około godziny dwudziestej drugiej z nadzieją spotkania się w nowym roku, czyli już niebawem.
oprac. d.o
foto. mat. org.
Płyta ukazała się nakładem wydawnictwa fonograficznego Dux. Publikacje tej warszawskiej wytwórni zawsze ceniłam za wysoką jakość nagrań. Dobrze, że kwartet gitarowy z Krakowa trafił na duxową ścieżkę i tam właśnie zdecydował nagrać swoją najnowszą płytę. Szlachetne brzmienia instrumentów klasycznych artystów z Krakowa domagają się specjalnego traktowania.

Cracow Guitar Quartet „Musical Landscapes”, Wydawnictwo fonograficzne DUX
Cracow Guitar Quartet „Musical Landscapes” to zacny krążek o różnorodnej tematyce, zagrany z wirtuozerskim zacięciem. Najlepiej słuchać go na dobrym sprzęcie muzycznym, wtedy przyjemność z odkrywania barw, faktur i emocji jest szalenie ciekawa.
Niebieska szata graficzna płyty, estetyczna i staranna, wizualnie i organoleptycznie przyciągająca, miła dla oka i przyjemna w dotyku kusi potencjalnego słuchacza jeszcze przed wysłuchaniem pierwszego utworu, a jest ich łącznie osiem. Są to kompozycje takich tuz muzyki klasycznej jak: Johann Sebastian Bach, Luigi Boccherini, Claude Debussy, Edvard Grieg, Modest Mussorgsky, Paulo Bellinati i Léo Brouwer.
W wykonaniu Miłosza Mączyńskiego, Joanny Baran-Nosiadek, Łukasza Dobrowolskiego, Mateusza Putera fenomenalnie brzmi suita Griega. „Taniec Anitry” w interpretacji czterech gitar klasycznych to uczta dla ucha.

Cracow Guitar Quartet „Musical Landscapes”, Wydawnictwo fonograficzne DUX
Płyta „Musical Landscapes” jest muzyczną podróżą z północy na południe i z zachodu na wschód, spaja różnorodności, temperamenty i barwy. Oryginalne aranżacje na cztery gitary łączą się na płycie w plastyczny kontrastujący ze sobą obraz. Artyści płynnie przechodzą od silnych emocji po ulotne nastroje. Na krążku radosnym uniesieniom towarzyszą hiszpańskie tańce, romantycznym wzlotom demoniczne odgłosy, zadumie, przebiegłość i powab. A na koniec witalności współtworzą jazzowe improwizacje.
Cracow Guitar Quartet to zespół, który potrafi czarować muzycznie. Gitary klasyczne w ich rękach zamieniają się w fortepian, perkusję, harfę, czy flet. To młodzi artyści, którzy zdobywają uznanie na konkursach międzynarodowych, są także mistrzami dla swoich uczniów, jurorami na konkursach, solistami, kameralistami, autorami publikacji. Dobrze, że na ich artystycznym oceanie doświadczeń pojawiła się płyta „Musical Landscapes”, bo to piękna muzyczna przestrzeń, na którą warto wpłynąć i dać się ponieść falom.
test: Dorota Olearczyk
Wydawnictwo DUX
Doktor Agata Majewska jest terapeutką, która poznała zjawisko wysokiej wrażliwości poprzez sesje terapeutyczne z dziećmi i młodzieżą. W publikacji wydawnictwa Muza wyjaśnia czym jest wysoka wrażliwość, jak tę cechę temperamentu zidentyfikować oraz lepiej zrozumieć dzieci i ich emocje. Dzięki tej książce mamy szansę dowiedzieć się, m.in. jak wiele można osiągnąć, żyjąc w zgodzie ze swoją wysoko wrażliwą naturą.

„Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe” Agata Majewska, Wydawnictwo Muza
Czy wysoka wrażliwość to dar, czy przekleństwo? Jak radzić sobie z niewspierającym otoczeniem? Jak odpowiadać na potrzeby dziecka wysoko wrażliwego? Czy uwarunkowania genetyczne mają wpływ na tę szczególną właściwość dziecka? Na te i wiele innych pytań czuły czytelnik znajdzie odpowiedzi. O tym potencjale, zasobie i możliwości autorka pisze w sposób jasny i zrozumiały. Poradnik dobrze się czyta i dobrze służy on pomocą w odkrywaniu cech „dzieci orchidei” wśród znanych nam podopiecznych, kuzynów, siostrzeńców, czy wychowanków.
W najnowszej książce Agaty Majewskiej czytamy o różnych aspektach wysokiej wrażliwości, m.in. o głębi przetwarzania, o łatwości przestymulowania, reaktywności emocjonalnej i dużej empatii.
Wyczulenie na subtelne bodźce obserwowane u młodych osób wysoko wrażliwych może czasem uratować klasę przed nadciągającą niezapowiedzianą kartkówką lub wymusić wyjście z tramwaju z powodu zapachu czyichś perfum.
Autorka wspomina dzień, kiedy kupiła swojej córce nowe buty, a ona zaczęła płakać i stwierdziła, że kocha swoje stare buty. Okazało się, że nowe obcierały ją i doprowadziły do powstania pęcherzy. Od tej pory obcinała domownikom metki przy bluzkach.
Agata Majewska kończy rozważania w książce „Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe” otulającą łagodnością i zachętą do dystansu i wyluzowania. Ostatnim rozdziałem nieco rozczula i rozgrzewa ciepłą refleksją. Podając obszerne źródła, z których czerpała pisząc poradnik, odsyła czytelnika do wielu innych publikacji na temat wysokiej wrażliwości.
„Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe” Agaty Majewskiej to inspirująca propozycja dla wrażliwych i oziębłych czytelników.
oprac. do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza.
Audiobook
To nie jest zwykła książka, którą można pochłonąć w kilka wieczorów, to opasły tom wspomnień, relacji, wywiadów, różnego rodzaju artefaktów, które spaja legendarna postać elektryka z wąsem.
Biografię Lecha Wałęsy napisał Krzysztof Brożek. Autor pracował nad tym dziełem dziesięć lat. Przeprowadził ponad sto rozmów, przejrzał ponad tysiąc archiwalnych dokumentów i niepublikowanych wspomnień, badał wykluczające się tropy. Wszystko to robił po to, żeby zrozumieć człowieka, który wciąż wymyka się jednoznacznej ocenie. Na kartach biografii zapisał legendy rodzinne, wspominki zawiązane nawet z poczęciem, a nawet przepis na zacierkę z ziemniaków na mleku.

„Wałęsa. Gra o wszystko” Krzysztof Brożek, Wydawnictwo Czarna Owca
Dzięki determinacji historyka powstała biografia Lecha Wałęsy, która może zaciekawić niejednego bibliofila. Niemal filmowy obraz człowieka-legendy pokazany z różnych perspektyw, jego życie i działalność polityczna scena po scenie skutecznie wciąga w głęboki nurt lektury.
Na temat Lecha Wałęsy powstało wiele mitów. W biografii autorstwa Krzysztofa Brożka rozmówcy dobrze niegdyś znający Lecha Wałęsę mówią to, czego przez lata nie powiedzieli jeszcze nikomu. Które mity okażą się prawdą, które kłamstwem, a które pozostaną niemożliwą do zweryfikowania legendą? Czy Lech Wałęsa to bohater narodowy, czy megaloman i manipulator? Czy to mąż stanu czy tylko marionetka w rękach innych? Uważny czytelnik może sam szukać odpowiedzi na te przewrotne pytania.
Krzysztof Brożek przekazuje – najpełniejszy z dotychczasowych – obraz legendarnego przywódcy Solidarności, polityka, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, symbolu zrywu i walki o wolność i demokrację.
Zaskakujące wydaje się w historii Lecha Wałęsy ciągłe napotykanie się przez autora biografii na wiele wersji tego samego zdarzenia.
Znajdujemy tu takie smaczki jak: „Dzięki przeprowadzce Wałęsowie mają tyle miejsca, ile potrzebują dla ośmioosobowej rodziny. Ale nie mają lekko, muszą jeszcze wpłacić wkład do spółdzielni mieszkaniowej. Potrzebną sumę, podobno jest to ówczesne 100 tysięcy złotych (szesnaście przeciętnych pensji), pożycza Wałęsom ksiądz Jankowski. Ksiądz sprezentuje też przywódcy strajku dziesięć garniturów”.

„Wałęsa. Gra o wszystko” Krzysztof Brożek, Wydawnictwo Czarna Owca
Kilka stron dalej czytamy, że dziś Wałęsa zaprzecza, że w księdzu Jankowskim miał bardzo bliskiego współpracownika.
W publikacji nie brakuje też odniesień do gorzkiego smaku Magdalenki i Okrągłego Stołu, do współpracy z SB i życia rodzinnego. Cała galeria postaci ze świata polityki pojawia się niemal na każdej stronie biografii Lecha Wałęsy. Nawet problemy z prawem syna polityka nie zostają przemilczane.
„Lech Wałęsa. Gra o wszystko” może zaskoczyć w wielu fragmentach obszernie potraktowanego tematu, może wciągnąć, jak dobry kryminał i zaciekawić rysem obyczajowym oraz społecznymi i politycznymi wątkami.
Krzysztof Brożek – historyk, scenarzysta, reżyser. Autor filmów dokumentalnych dla Discovery Historia, TVP, TVN i TVP Historia (Tajne. Spec. Znaczenia; Gdzie jest Porozumienie Gdańskie?; Raport z Auschwitz) i publikacji o tematyce historycznej (Nowa Huta. ENTER; Solidarność Walcząca). Współautor (wraz z Moniką Górą) kontrowersyjnego reportażu Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego wydanego w 2020 r. nakładem Wydawnictwa Czarna Owca.
oprac. do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca.
Koncert „Piosenki-to…? – Osiecka, Młynarski, Przybora, Kofta…” był niezapomnianym, muzycznym widowiskiem, które przeniosło widzów z 2022 roku do czasów, gdy w piosenkach królowała mądrość, klasa i wdzięk. Znakomici wykonawcy piosenki aktorskiej w utworach mistrzów zaprezentowali się we Wrocławiu dwukrotnie.
Podczas pierwszego niedzielnego koncertu w Teatrze Polskim słuchaliśmy interpretacji utworów poetów piosenki w wykonaniu Joanny Trzepiecińskiej, Hanny Śleszyńskiej, Marcina Januszkiewicza, Jacka Wójcickiego i Zbigniewa Zamachowskiego. Ach co to był za wieczór. Pełen kultury, wdzięku, dowcipu i wzruszeń. Opisywać należałoby go w samych superlatywach – znakomite prowadzenie, wyśmienite piosenki, świetni wykonawcy, zadowoleni słuchacze. Nawet brzęcząca gdzieś w środku sali komórka, bujające się fotele w całym czwartym rzędzie, usterka techniczna, czy pamięciowe urocze potknięcie wykonawcy nie były w stanie ująć nic z uroku piosenek Osieckiej, Kofty, Przybory i Młynarskiego.
Spajający całość – poetycką, dowcipną, melancholijnie wdzięczną frazą- Andrzej Poniedzielski dodawał uniwersalnego sznytu koncertowym wykonaniom piosenek. Malował słowem fenomenalny poemat, po mistrzowsku posługując się zaskakującą puentą, liryczną frazeologią, łagodnym żartem. Wybuchy śmiechu i pomruki zrozumienia dochodzące z widowni towarzyszyły każdej zapowiedzi, której autorem i wykonawcą był autoironiczny wspomniany już – Andrzej Poniedzielski.
Każde wykonanie utworu mistrza interpretacji piosenki aktorskiej zasługiwało na osobne oklaski. Z olbrzymią przyjemnością słuchaliśmy m.in. ciepłego „La valse du mal”, „Już czas na sen” i „Zielińskiej” w wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego, z sentymentem – „Truskawek w Milanówku” interpretacji Joanny Trzepiecińskiej, z uśmiechem – brawurowego Jacka Wójcickiego w „Jesteśmy na wczasach”, „Nie zakocham się tej wiosny”, ze wzruszeniem – zjawiskowego – Marcina Januszkiewicza w „Kołysance dla Okruszka”, „Wybacz Mamasza” i w „Nim wstanie dzień”. Ballady Wojciecha Młynarskiego „O tych, co się za pewnie poczuli” i „Moje ulubione drzewo (Leszczyna)” ekspresyjnie i soczyście przypomniała Hanna Śleszyńska.
Dwie godziny minęły błyskawicznie, a na finałowej „Róbmy swoje”, bez zbędnych ceregieli, wstaliśmy wszyscy nagradzając artystów owacjami.
oprac. do.
fot. jo