Najnowsza płyta Justyny Szafran „Nie ma” jest już dostępna i można ją kupić. Wszystko jednak wskazuje na to, że czasu do wyczerpania nakładu jest niewiele. Piosenki Agnieszki Osieckiej i Jerzego Satanowskiego (z dwoma wyjątkami) w wykonaniu niekwestionowanej i niekonwencjonalnej damy interpretacji piosenki układają się w znakomity krążek ubrany w piękną szatę graficzną stworzoną przez Emose Katarzynę Uhunmwango (tak, tak, to ta pani, która w „Mocku. Czarnej burlesce” wzrusza niezwykłym wykonaniem „Breslauer ZOO”).
Warto dodać, że płyta „Nie ma” składa się m.in. z piosenek zaśpiewanych w 1997 roku przez aktorów spektaklu muzycznego „Nie żałuję” prezentowanego w Teatrze Atelier w Sopocie. Płyta „Dziękuję za świat” wydana w 2002 r. z zapisem tamtych interpretacji utworów Osieckiej i Satanowskiego była dziełem zbiorowym: Barbary Dziekan, Ewy Błaszczyk, Marzeny Trybały, Justyny Szafran, Marka Richtera, Andre Ochodlo, Mirosława Czyżykiewicza i Jerzego Satanowskiego.
Wydana właśnie „Nie ma” to efekt pracy mniejszej ilości osób. Na płycie śpiewa Justyna Szafran, na fortepianie gra – Rafał Karasiewicz, zaś na kontrabasie – Jakub Olejnik (ten ostatni jest także kompozytorem jednej z piosenek).
Justyna jest na tyle dobra, że muzycy mogą sobie pozwolić na karkołomne, cudowne improwizacje. Z powodzeniem wplatają frazy z Bacha do kompozycji Satanowskiego, nieprzewidywane akordy dorzucają między wersy piosenek, dawkują emocje, dają przestrzeń na myślenie.
Każda piosenka to majstersztyk z budowania napięcia krzykiem, śpiewem i szeptem. Każdy utwór to przypływ refleksji i wzruszeń. To, co robi Justyna Szafran ze słuchaczem – nawet w chwili pauzy – urasta do rangi hipnozy, niezwerbalizowanego oczarowania. Dzięki połączeniu talentów trójki artystów, postaci z piosenek Osieckiej stają przed słuchaczem ożywione współczesną interpretacją.
Znakomity krążek do słuchania, przeżywania i obdarowywania wzruszeniami innych.
tekst i foto: Dorota Olearczyk
O recitalu Justyny Szafran – Nagi talent i piękno bezmaskowości.
Utwory:
1. Nie ma | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
2. Pornografia| muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
3. Miasteczko-cud | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
4. Ukradła cyganka kurę | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
5. Niech żyje bal | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
6. Przepraszam, że żyję | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
7. Nie żałuję | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
8. Ulica Japońskiej Wiśni | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
9. Kto tam u ciebie jest | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
10. Tango Tendresse | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
11. Orszaki dworaki | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
12. Piosenka pięknej nieznajomej | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Agnieszka Osiecka
13. Tacy piękni | muzyka: Jerzy Satanowski, słowa: Wojciech Fułek
14. Umrzeć z miłości | muzyka: Jakub Olejnik, słowa: Agnieszka Osiecka
Z cyklu – prawdziwe historie – ukazała się niedawno książka Moniki Odrobińskiej o tułaczych losach młodych Polaków w czasie II wojny światowej. Zapis pamięci dzieci okazuje się żywą lekcją historii pełną dramatycznych i wyruszających wydarzeń.
Autorka przytacza historie kilkunastu osób, którym zabrano dzieciństwo, i którzy pamiętają wojnę inaczej niż dorośli. Podążamy za ich wspomnieniami bydlęcych wagonów w drodze na Syberię, pracy w tajdze przy wyrębie lasu, walki o chleb…
Już na początku lektury otrzymujemy przerażającą historię odmrożonych rąk, które trzeba było odciąć. Potem towarzyszy nam refleksja, którą zostawia Pan Mirosław młodszym pokoleniom: „nie dopuście do wojny. Przy najniższych instynktach, jakie ona wywołuje, i przy dzisiejszej zaawansowanej technologii może nawet unicestwić naszą planetę. Na wojnie nie ma wygranych, wszyscy są przegrani”.
Swoje wspomnienia pracy matki- nauczycielki, matki sierot, która uratowała blisko 50 dzieci z radzieckich dietdomów Aleksandra podsumowuje: „[…] jak napatrzyłam się na mamę, która do pracy wychodziła o godzinie 6 i wracała o 22, odechciało mi się powielania jej schematu”.
„Po coście tam jechali, skoro tam tak niefajnie było?”- słyszę od nastolatków w czasie szklonych pogadanek. Więc im tłumaczę[…], byliśmy przemocą wywiezieni. „To uciec mogliście- podpowiadają młodzi. – Mieliście siekiery, topory…”. […] A my tam w tajdze nie wiedzieliśmy, gdzie byliśmy. […] Żadnego radia, praca od rana do wieczora […]. A jak uciec, to gdzie? Niejeden po ciemku z wieczora za chałupę się wyprawił, to go wilki rozszarpały. Las i dzika zwierzyna zastępowały drut kolczasty”.
Opowieści o spotkaniach z wilkami i niedźwiedziami w krzakach malin lub na drodze ze szkoły jest tu więcej.
„Do dziś kupuję zawsze jedną bułkę więcej. Wiem, że jej nie zjem. Wiem, że jak zabraknie, to naokoło jest mnóstwo sklepów. Mimo to muszę ją mieć w domu”- opowiada Pani Maria.
W kolejnych rozdziałach czytamy m.in. o tym, jak Ordonka uczy sieroty piosenek i pieśni patriotyczno- religijnych, o życiu w obozie uchodźców dziecięcych w Indiach. O niespełnionych marzeniach pianistki i o nauce w szkole Andersa opowiada Pani Helena.
Autorka reportażu naświetla także rzeczywistość Palestyny w 1940 roku. Pisze o ściągających do Jerozolimy poetach i pisarzach m.in Hemarze, Broniewskim, Czapskim, Brandstaetterze, Giedroyciu.
A wszystko to, przenika humanitarny krzyk „Nigdy więcej wojny”.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Na ekranie pojawią się: Maria Kania i Maciej Kowalczyk. Spektakl będzie emitowany w sześciu odcinkach na stronie WTW na Facebooku. Jest to kolejna, po Mówią kobiety, odsłona teatru krótkometrażowego.
O „Truskawkach”:
Mariusz Sieniewicz, autor
“Truskawki to melodramatyczny Cortázar czasów pandemii i kultury online. Czasów coraz bardziej pogruchotanego języka i infantylizujących treści. Czujemy dystans, sztuczność, media społecznościowe za nas mówią. W tym oceanie wirtualnej sztuczności Gombrowicz oszalałby ze zgryzoty i jednoczesnego szczęścia. Żyjemy w dziwnym sporze komunikacyjnym, mieszając wątki i porządki. Cały tekst stanowi układankę. To puzzle, z których może, ale nie musi, ułożyć się całość. To forma szkatułkowa, gdzie realne nakłada się na wirtualne – ludzie z krwi i kości z ich cyfrowymi odbiciami”
Piotr Łukaszczyk, reżyser spektaklu
“Dwa bieguny. Dwa skrajne poglądy na świat, politykę, kulturę i społeczeństwo. Kobieta i mężczyzna. Żona, matka, kumpela, siostra, wierna, niewierna. Mąż, ojciec, przyjaciel, brat. Kochanka i kochanek. Zamknięci w klatce wirtualnego romansu. Fantazjują o schadzkach, wspólnej przyszłości, własnej frustracji. Frustracji, która stawia ich pod ścianą i zmusza do podjęcia decyzji, których nie sposób podjąć. Więc kręcą się w kółko, jak w kołowrotku, a ten lej ich wciąga. Ich sytuacja jest nam tak bliska, że nie sposób się z nią nie zidentyfikować. I nie chodzi tu o zdradę, ale o stan zawieszenia, w którym można ugrząźć, jak w bagnie, na całe życie. Bagno zobowiązań, bagno niezrealizowanych potrzeb. Bagno opinii i sentymentów. A na koniec narracja wymyka nam się z rąk i znów jesteśmy postacią w czyjejś historii.”
Maski na ulicach, ludzie bez twarzy jakiś dziwny spektakl nam się zdarzył. Wychodzisz z domu słyszysz dzień dobry, odpowiadasz, ale nie wiesz komu. W czasie pandemii to my siedzimy w maskach na widowni Teatru Muzycznego Capitol, a artyści – prezentują nagi talent, piękno bezmaskowości i szczerości.
W niedzielę, 14 czerwca, na Dużej Scenie Teatru Muzycznego Capitol, przysłonięci maskami, z wypełnionym oświadczeniem covidowym, spryskani środkiem dezynfekującym, wchodzimy na salę, żeby spotkać się z piosenkami Agnieszki Osieckiej i Jerzego Satanowskiego, a przede wszystkim z interpretacjami znanych utworów. Przyszliśmy przecież na recital Justyny Szafran, która jest znakomitą aktorką śpiewającą. Oj, niełatwe ma zadanie, śpiewa, tańczy, komentuje, wzrusza i rozśmiesza patrząc na ludzi bez twarzy. Nasze entuzjastyczne reakcje skrywają tłumiące maski. Justyna jest pewna, że jeszcze oddychamy, gdy owacyjnie nagradzamy ją i cały zespół brawami na stojąco i domagamy się bisów.
Warto dodać, że recital „Nie ma” składa się m.in. z piosenek zaśpiewanych w 1997 roku przez aktorów spektaklu muzycznego „Nie żałuję” prezentowanego w Teatrze Atelier w Sopocie. Płyta „Dziękuję za świat” wydana w 2002 r. z zapisem tamtych interpretacji utworów Osieckiej i Satanowskiego brzmi inaczej. Na premierowym krążku „Nie ma” nie słychać Barbary Dziekan, Ewy Błaszczyk, Marzeny Trybały, Marka Richtera, Andre Ochodlo, Mirosława Czyżykiewicza i Jerzego Satanowskiego, ale tylko, i aż tylko Justynę Szafran.
Artystce na scenie towarzyszą znakomici muzycy. Rafał Karasiewicz cudownie biega po czarnych i białych klawiszach fortepianu, Jakub Olejnik- z wyczuciem szarpie bas. Aktorka ma najlepsze towarzystwo do stworzenia dzieła wyjątkowego. Jej recital pt. „Nie ma” zapowiada wzruszony dyrektor Capitolu- Konrad Imiela, który po trzech miesiącach przymusowego postoju pandemicznego oddaje scenę mistrzyni piosenki aktorskiej.
Justyna Szafran wraz z instrumentalistami, oświetleniowcami, realizatorami dźwięku i całą niemą ekipą pracującą przy koncercie stwarzają dzieło niezwykłe, okolicznościowo niepowtarzalne. Uderzenia butem w scenę przy „Nie ma już”, niekonwencjonalny taniec przy „Ukradła cyganka kurę”, wypowiadane depresyjnie siedząc na scenie „Kto tam u Ciebie jest?”… tu wszystko ma niebagatelne znaczenie. Każdy szept, krzyk, miękko lub drapieżnie zaśpiewana fraza budzi ogromne emocje. „Przepraszam, że żyję” i „ Nie żałuję” z fenomenalnymi zwrotami muzycznymi granymi na fortepianie przez Rafała Karasiewicza… tego się nie zapomina. Interpretacja „Orszaków dworaków” wbija w fotel. „Niech żyje bal” dociera do trzewi. Solówki fortepianowe i kontrabasowe pulsują w krwioobiegu. Takie koncerty zdarzają się rzadko.
Podpisywanie premierowej płyty „Nie ma” odbywa się w maseczce i w rękawiczkach. Takie czasy i takie tajne wzruszenia. Godzimy się na nie, żeby dać sobie szansę na przeżycie niezamaskowanego piękna i wspaniale obnażonych talentów wokalnego, aktorskiego, improwizatorskiego, tekściarskiego i kompozytorskiego. Pewnie, gdyby Osiecka mogła, to przyleciałaby gdzieś z góry, a Satanowski wstąpiłby na moment gdzieś z okolic Poznania. A może oni też byli i mają klaskaniem „obrzękłe prawice”?
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Pierwszy był za życia otoczony kręgiem podejrzliwości i oskarżeń, umarł młodo, samotny. Drugi – szybko zdobył uznanie, przywiązanie przyjaciół i uczniów; jego kolejne książki stawały się sensacją. Obaj rozpoczynali od lewicowego zaangażowania i w pewnej mierze gubili je po drodze – chociaż niezupełnie… Obaj wreszcie stanęli wobec zjawiska religii: przede wszystkim w kulturze, następnie w życiu osobistym. Katolicyzm jako całość był dla nich bardziej pociągający, bogatszy myślowo niż inne chrześcijańskie wyznania, stał się w ostatnich latach życia jednego i drugiego najważniejszym punktem odniesienia. Takie tezy ujawnia autorka książki „Po co filozofowi religia” Ewa Bieńkowska.
Intrygujący tytuł skrywa w sobie dość nużący wywód, w którym najciekawsze są imponderabilia. I to dla nich warto poświęcić kilka czytelniczych wieczorów.
Rok 1911 to data ważnych wydarzeń. Umiera Gustaw Mahler, zamyka się ostatecznie epoka Romantyzmu w muzyce. Rodzi się Czesław Miłosz. Tomasz Mann – którego „Buddenbrooków” Stanisław [od red. Brzozowski] przyjął z uznaniem- pisze dekadencką „Śmierć w Wenecji”. Papież Pius X…
Mimochodem czytamy o Spinozie, marksizmie, Pascalu, ale przede wszystkim o dorobku naukowym Kołakowskiego i Brzozowskiego.
Wszystko to płynie dość mozolnie. Książka jest chyba adresowana do czytelników bardzo silnie interesujących się twórczością filozofów wymienionych w tytule pracy. Bez chęci głębokiego wniknięcia w ich dzieła lektura staje się próbą rozsmakowywania się w wątkach pobocznych.
Co nie znaczy, że warto pominąć fragmenty o „fenomenie obojętności świata”, czy o sporze o Łaskę.
Frazy o niedokończonych myślach i wychowaniu do sprzeczności mogą wciągnąć w tok naukowej narracji i pobudzić do głębszych refleksji, a to już bardzo dużo, jak na skromne, czytelnicze badania w poszukiwaniu chrześcijańskiej mądrości.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Zmarł we Wrocławiu w 2014 roku, przyjaźnił się z Tadeuszem Borowskim i Kornelem Filipowiczem, jego „Śmieszny staruszek” grany we Wrocławskim Teatrze Lalek to majstersztyk dramaturgiczny. Tadeusz Różewicz w wersji do poczytania ukazał się nakładem wrocławskiego wydawnictwa Ossolineum, jakiś czas temu. Wiersze poety, w cyklu Biblioteki Narodowej, wstępem opatrzył Andrzej Skrendo.

„Wybór poezji” Tadeusz Różewicz, Wydawnictwo Ossolineum
Poeta urodzony w Radomsku stanowi wyzwanie dla badaczy literatury i zwykłych czytelników. Wybór poezji laureata Nagrody Literackiej Nike nie jest lekturą łatwą i przyjemną. Często ponura refleksja może przysłonić elementy humoru kryjące się w niektórych testach. Jednak trudno odmówić poecie, profetycznego talentu i umiejętności pisania między wersami o uniwersalnych prawdach. BN-ka daje szansę zmierzenia się z bogatym dorobkiem poetyckim. Uważny czytelnik może spotkać się tutaj z wierszami z tomu „Niepokój” z 1945 roku, aż po „To i owo” z 2012 roku.
Równie aktualnie brzmią dziś fragmenty z „Ocalonego” (1946)
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
jak i z „Jeszcze jeden dzień” (2012)
wstawał
ślepy dzień
bez świtu światła
zacząłem wstawać
razem z nim
czy
ciągle mnie pytają
co pan myśli o Bogu
a ja im odpowiadam
nieważne jest co jak myślę o Bogu
ale co Bóg myśli o mnie (fragm. „Jest taki pomnik” z tomu „Szara strefa”)
Tadeusz Różewicz (1921-2014) – poeta, dramaturg, prozaik i scenarzysta. Uważany za jednego z najciekawszych kontynuatorów światowej awangardy literackiej. Za jego debiut pisarski uznaje się tom wierszy Niepokój z 1947 roku. W 1960 roku opublikował dramat Kartoteka, do dziś niedościgniony wzorzec dramaturgii otwartej, łączący elementy absurdu, groteski i parodii. Jest jednym z najczęściej tłumaczonych pisarzy polskich, jego twórczość została przełożona na około 50 języków. W 2000 roku otrzymał Nagrodę Literacką Nike za tom poetycki Matka odchodzi. Doktor honoris causa m.in. Uniwersytetu Wrocławskiego, Uniwersytetu Opolskiego, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Warszawskiego. W roku 2009 odznaczony Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Ossolineum.
21 marca pożegnaliśmy ks. Piotra Pawlukiewicza. Jeden z uznanych polskich rekolekcjonistów, był autorem publikacji wydawanych w krakowskim Znaku. Dwa tygodnie wcześniej, pracując nad książką, dzielił się ze swoim redaktorem marzeniem: „Żebym mógł jeszcze kiedyś zrobić moją traskę wakacyjną po górskich szczytach”. Marzenie to niestety nie spełniło się. Pozostawił nam wiele mądrych słów i ostatnią książkę, w której wspomina swoje kapłaństwo i opowiada o ważnych relacjach między księżmi a świeckimi.
„Księża na księżyc! Tylko co dalej?” to ciekawa propozycja na kilka wieczorów. Autor, nie stroniąc od ciętych i błyskotliwych uwag, pisze, jak w każdej sytuacji próbować odkrywać, gdzie leży prawda. Jak dostrzegać dobro – nie tylko tam, gdzie jest ono oczywiste. Mnoży przykłady z życia, które obnażają ludzkie słabości i tłumaczą pewne zachowania. Zabawnie pisze o samochodach, czy sprzęcie muzycznym, który otrzymał pewien wikary od zamożnej ciotki. Najpierw zwracał uwagę, dzielił, potem, właściwie wykorzystywany, zaczął służyć parafianom.
Polscy księża jeżdżą odlotowymi bmw czy może raczej trzymają w garażach wysłużone golfy? Czas wolny spędzają na „branżowych” zabawach czy przeżywają własną samotność w czterech ścianach plebanii? Są tacy i tacy.
Pyta czytelnika czy postawa księdza mówi nam wszystko o tym, jaki jest Bóg? Czy, żeby dziś chodzić w sutannie, trzeba być bohaterem? Czy fajny i życiowy ksiądz to naprawdę najlepszy kapłan, na jakiego możemy trafić? Czy antyklerykalizm jest zły? I jak powinien odnaleźć się w tym wszystkim katolik?
Dobra jest dużo więcej niż myślisz- brzmi hasło przewodnie książki. Ks. Piotr twierdzi, że „w Kościele nie istnieją tematy, o których nie warto mówić. Jeśli ktoś je porusza, to znaczy, że trzeba je wytłumaczyć. Nie możemy nabierać wody w usta”. Książka może okazać się dobrym pretekstem do trudnych rozmów.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Z największą przyjemnością zapraszamy wraz z Wrocławskim Teatrem Lalek na kolejną RODZINNĄ NIEDZIELĘ Z WTL-em! Tym razem twórcy przygotowali coś wyjątkowego dla najnajmłodszych (ale bez obawy, spodoba się również nieco starszym, a nawet dorosłym – sprawdziliśmy to).
14 czerwca od 15:00 zapraszamy na jedyny w swoim rodzaju muzyczno-ruchowy spektakl dla najnajmłodszych pt. KRĘCIPUPA w reż. Tomasza Maśląkowskiego. Przedstawienie będzie dostępne przez 24 godziny na stronie: https://www.teatrlalek.wroclaw.pl/live
KRĘCIPUPA | wiek 1-5 lat | reż. Tomasz Maśląkowski
Uspokój się. Usiądź choć na chwilę. Przestań się KRĘCIĆ.
Nie mogę. Nie chcę!
Muzyczno-ruchowy spektakl dla najnajmłodszych i ich rodziców. Opowieść o niepowstrzymanej potrzebie ruchu i niemożności powstrzymania się od KRĘCENIA. KRĘCIPUPA przenosi widza w świat abstrakcji plastycznej, wykorzystując w tym celu przedmioty codziennego użytku. Domowa przestrzeń, w której rozgrywa się akcja przedstawienia, nabiera nowych znaczeń, otwierając widza na nieoczekiwane skojarzenia i rozbudzając jego wyobraźnię.
UWAGA: Obejrzenie nagrania spektaklu grozi napadami wesołości. Może wystąpić problem z powstrzymaniem się od tańca. Poważni rodzice oglądają na własną odpowiedzialność.
REŻYSERIA, SCENARIUSZ, SCENOGRAFIA: Tomasz Maśląkowski
MUZYKA Grzegorz Mazoń
CHOREOGRAFIA Maćko Prusak
OBSADA Tomasz Maśląkowski, Grzegorz Mazoń
Data premiery: 17.10.2015
Koprodukcja Fundacji LALE.Teatr i Wrocławskiego Teatru Lalek
Na stronie WTL w zakładce TEATR ONLINE / TEATR NA WYNOS znajdziecie materiały z zabawami inspirowanymi spektaklem.
Drodzy Widzowie! Nagrania prezentowane w ramach cyklu RODZINNE NIEDZIELE Z WTL-EM mają charakter roboczy i zostały dokonane w celach dokumentacyjnych. Nie były reżyserowane z myślą o prezentacji online, korzystamy z nich np. podczas wznowień albo zastępstw. Niektóre z nich to rejestracje prób generalnych bez udziału widzów. Udostępniamy je wyłącznie ze względu na szczególne okoliczności. Nie zastąpią one wizyty w teatrze, ale mogą być świetną okazją do zajrzenia w teatralne kulisy.