Magda Umer odwiedziła Wrocław z programem „Wciąż się na coś czeka”. Przyjazd zorganizowano specjalnie dla tych, którym nie udało się kupić biletów na niedawny wrocławski koncert pieśniarki. I wydaje się, że dolnośląska publiczność nie musi już na nic czekać, bo dostała piękno w czystej postaci – znakomite utwory w wykwintnych interpretacjach.
Na koncerty Magdy Umer wciąż będzie się czekać. Już pięć minut po ostatnim bisie rośnie apetyt na nienachalną artystkę. Nie bez znaczenia jest zatem tytuł programu i niepohamowana chęć niektórych (może nielicznych, ale wiernych), obcowania z interpretacjami piosenek Młynarskiego, Osieckiej, Przybory, Kofty czy Gałczyńskiego.
Fotel, ciemne okulary, gracja, styl, elegancja, szyk z domieszką luzu, delikatność, melancholia podszyta stonowanym optymizmem, wdzięk, tonacja uśmiechu w głosie, refleksyjność, wspomnienie mistrzyń i mistrzów piosenki- to i dużo więcej zaproponowała publiczności Magda Umer z zespołem podczas poniedziałkowego koncertu we wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol.
„Wciąż się na coś czeka” nie jest odtwarzaniem utworów z płyty pod tym samym tytułem, to osobny program literacko- muzyczny reżyserowany przez Magdę Umer na scenie, mający w sobie urok improwizacji i obdarowywania słuchaczy niezwykłymi wspomnieniami, zabawnymi historiami i uroczymi anegdotami. Oprócz piosenek mistrzów piosenki literackiej w wykonaniu Magdy Umer słuchamy znakomitych muzyków, którzy okalają przestrzeń subtelnością i delikatnością dźwięków, rytmów i melodii.
Walc z filmu „Noce i dnie”, „Miłość w Portofino”, „La valse du mal”, „Luna srebrnooka”, „O niebieskim pachnącym groszku”, „Szkoda róż”, „Ach, panie, panowie”, „Deszcz” to tylko niektóre z utworów, które słuchaliśmy z podziwem dla słowa, muzyki i interpretacji (które przenikały się harmonijnie bez uszczerbku na żadnym z nich). Część koncertu nazwana „Historią niejednej znajomości” złożona z pięciu piosenek m.in. do słów Stachury, Sosnowskiego, Umer, Czapińskiej i Cohena wprowadziła słuchaczy w refleksyjny nastrój, po którym nastąpił entuzjastyczny finał. „Koncert jesienny na dwa świerszcze”, „Oczy tej Małej”, „Zimy żal” i gorzka kołysanka o patchworkowej rodzinie dopełniły całości. „Jeszcze w zielone gramy” i „Na całej połaci śnieg”- śpiewaliśmy wszyscy. Bisy trwałyby pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie żartobliwe wyznanie artystki: „mnie już naprawdę wszystko boli”, po którym pożegnała nas anegdotą.
Magdzie Umer na scenie towarzyszył zespół muzyczny w składzie: Wojciech Borkowski – fortepian i aranżacje, Paweł Stankiewicz – gitary, Bartłomiej Krauz – akordeon, Maciej Szczyciński – kontrabas i Piotr Maślanek – perkusja.
oprac. do
fot. do i jo
Nakładem Wydawnictwa Skarpa Warszawska ukazała się pierwsza część nowej sagi historycznej Joanny Jax. Najnowsza książka „Na obcej ziemi. Nowe życie” to kontynuacja sagi wołyńskiej, którą można czytać niezależnie. To także nowy rozdział w życiu bohaterów, którzy muszą stawić czoła kolejnym wyzwaniom i trudnej sytuacji bycia „obcym” w „obcej ziemi”. Autorka zaprasza nas do lektury historii osadzonej w realiach powojennych, pokazując obraz ziem przyłączonych do Polski po II wojnie światowej, a to wszystko w otoczeniu początków ponurej epoki stalinizmu.
Joanna Jax powraca z bohaterami bestsellerowej sagi wołyńskiej w zupełnie nowej odsłonie tej historii. Protagonistów książki „Na obcej ziemi. Nowe życie” spotykamy już po rzezi wołyńskiej i po II Wojnie Światowej, gdy zmuszeni są do budowania swojego życia od podstaw, na nieznanych im Ziemiach Odzyskanych.
Czy bohaterowie historii odnajdą się w nowym miejscu i jakie skutki pociągnie za sobą przymusowe wysiedlenie?
Pierwsza część sagi „Na obcej Ziemi”, czyli „Nowe Życie” opowiada poruszającą historię ludzi, którzy muszą zacząć budować swoje życie od nowa, w zupełnie nowym i nieznanym miejscu. Po opuszczeniu Wołynia, bohaterowie sagi wołyńskiej – Wissarion, Nadia, Marcel oraz Marta z bratem – przyjeżdżają do Wrocławia. Czasy PRL-u i rządzące nimi prawa szybko dają się im we znaki, a realia okazują się być zupełnie inne od tych przedstawianych przez radziecką prasę propagandową. Pierwsze zderzenie z socjalizmem okazuje się bolesne, okrutne i dostarczające ogromnego zawodu.
Dla Lemańskiego i jego przyjaciół powojenny rozgardiasz to dobry moment na zarobienie dużych pieniędzy. Nie wszyscy widzą w tej sytuacji szansę – dla Andrzeja i jego rodziny to ciężka próba. Realia wymagają od nich między innymi przekwalifikowania priorytetów i wartości, którymi się dotychczas kierowali. Czy uda im się odnaleźć własną drogę na nowo i dopasować do czasów, czy czasy przyczynią się do ich powolnego upadku, zarówno w oczach własnych jak i społeczeństwa?
„Na obcej ziemi. Nowe życie” to wciągająca i poruszająca opowieść o ludziach walczących o spokój i godne życie, które, pomimo zakończonej wojny, w dalszym ciągu wydają się niemożliwe do osiągnięcia. Joanna Jax po raz kolejny oddaje realia czasów próby, w których Polacy musieli odnaleźć swoją tożsamość na nowo. Odpowiedzi na pytanie, czy reżim komunistyczny im na to pozwolił, możecie szukać w najnowszej jej książce już od 12 kwietnia.
oprac. do
Joanna Jax, właśc. Joanna Jakubczak – olsztynianka i absolwentka Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Jej pasją jest literatura biograficzna i grafika, a także wolontariat w Fundacji dla Rodaka, która wspiera Polaków na Wschodzie. W 2014 roku zadebiutowała doskonale przyjętą powieścią Dziedzictwo von Becków. Od tego czasu wydała prawie czterdzieści bestsellerowych powieści, które zyskały uznanie czytelników za precyzyjnie odmalowane tło historyczne, wielowymiarowych bohaterów i dynamiczną fabułę. Jest mistrzynią sag rodzinnych i świetnie odnajduje się w innych gatunkach, umiejętnie wplatając ich elementy do swoich powieści. Joanna Jax wielokrotnie była nominowana w plebiscycie portalu Lubimy Czytać na najlepszą książkę roku. W 2016 roku otrzymała Wawrzyna – Literacką Nagrodę Warmii i Mazur.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Skarpa Warszawska.
Ebook
Natalia Sikora z zespołem wystąpiła w Imparcie z repertuarem Ewy Demarczyk. Nieprzeciętna kreacja przedsięwzięcia „Czarne anioły” wbiła w fotele wielu słuchaczy.
Już pierwsze dźwięki koncertu uniosły wydarzenie na wyżyny jakości wykonawstwa i nieprzeciętności interpretacyjnej. Potem napięcie nie spadało. Wszystko byłoby zrozumiałe, gdybyśmy poszli na projekcję filmu Hitchcocka, ale siedzieliśmy w fotelach byłej filharmonii, obecnie siedzibie Impartu, i słuchaliśmy pierwszych taktów koncertu Natalii Sikory z piosenkami Ewy Demarczyk.
Demarczyk przepuszczona przez wrażliwość Sikory- jej emocjonalność i ekspresję – wbiła w fotel niejednego słuchacza. Sikora to Demarczyk naszych czasów, można było usłyszeć komentarze po koncercie.
Artystka potem, łzami, rozmazanym makijażem, żyłami, krzykiem, ochrypłym głosem, szeptem, grymasem twarzy stwarzała etiudy aktorskie z każdej piosenki Demarczyk. Dodawała do tego oryginalne choreograficzne układy.
W jej scenicznej kreacji była rozpacz, tęskna, depresyjne zawieszenie, kasandryczne spojrzenie, ekstatyczny gest i płomienny krzyk.
Nawiasem pisząc nikt chyba nie przypuszczał, że powielenie czy odtwórcze podejście do projektu „Czarne anioły” mogłoby być możliwe. Znając Natalię Sikorę i Hadriana Tabęckiego trudno było przypuszczać, że przedsięwzięcie będzie nieudane. To, co zrobili z utworami śpiewanymi przez Ewę Demarczyk zasługuje na najwyższe uznanie i pokłony podziękowania.
Natalii Sikorze na scenie towarzyszyli muzycy z zespołu Tango Attack, Grzegorz Bożewicz – bandoneon, Mario Jeka – klarnety, Piotr Malicki – gitary, oud, Hadrian Tabęcki – fortepian, cajon.
oprac. do
fot. jo i do
Twórczość Wisławy Szymborskiej trafiła na nową scenę Impartu przy ul. Piłsudskiego. Trafiła także w gusta zachwyconych widzów, którzy mieli okazję oglądnięcia i wysłuchania spektaklu muzycznego opartego na wierszach Noblistki. „100 minut dla urody” w reżyserii Magdaleny Smalary to przeżycie literacko- muzyczne pełne wdzięku, humoru, klasy i szyku wykonawczego.
Na scenie salonik ze starymi, tapicerowanymi meblami, fotelem, stolikiem, biurkiem z lampką, dywanem…, nad sceną telebim, na którego tle pojawiają się tytuły wierszy, książek, felietonów cytowanych przez aktorski kwartet w składzie Izabella Bukowska – Chądzyńska, Monika Węgiel, Joanna Trzepiecińska i Magdalena Smalara. Panie śpiewają solo i kwartecie, recytują i parlandują m.in. „Lepieje”, „Moskaliki”, Lektury nadobowiązkowe”, „Pocztę literacką” i inne teksty Wisławy Szymborskiej, które na scenie zyskują dodatkową wartość. W anturażu pianina i kontrabasu dobrze wybrzmiewa poetycka, intymna, ironiczna, żartobliwa i liryczna fraza Noblistki.
Kwartet gra Szymborską z wyczuciem dobrego smaku. Artystki czule obchodzą się z niuansami ironii i żartu. Muzycznie rozczulają, bawią, koją harmonią i wielogłosowością. W „100 minutach dla urody” możemy zanurzyć się w balsamie złotych myśli i nucić z artystkami: „wiem jak ułożyć rysy twarzy, by smutku nikt nie zauważył”, czy przyznać z radością, że „odmówiony jest nam idiotyzm doskonałości” i pogodzić się z faktem, że „zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny”.
Wybór tekstów Noblistki i ich sposób interpretacji scenicznej zasługuje na ogromne uznanie. Gromkie brawa po spektaklu potwierdzają słuszność formuły przenoszenia znakomitej poezji na scenę.
oprac. do
foto. jo i do
Spektakl ma rekomendację Michała Rusinka – Prezesa Fundacji Wisławy Symborskiej
Wisława Szymborska miała swoją ulubioną formę prezentacji swojej poezji – głośne czytanie „tak jakby się myślało”. Autorki spektaklu „100 minut dla urody” uszanowały pragnienie Poetki. Mimo bogatej warstwy muzycznej najważniejsze w tym przedstawieniu są słowa. Lekkość i wdzięk czterech występujących w nim aktorek sprzyja przekazowi zarówno lirycznych, poważnych jak i tych lżejszych fragmentów twórczości Wisławy Szymborskiej. Myślę, że gdyby miała szansę obejrzeć ten spektakl Noblistka byłaby zadowolona. /Michał Rusinek/
Występują: Joanna Trzepiecińska, Monika Węgiel, Magda Smalara, Izabella Bukowska-Chądzyńska
Scenariusz i reżyseria: Magda Smalara
Muzyka: Urszula Borkowska
Scenografia i kostiumy: Jan Kozikowski
Zespół muzyczny w składzie: Urszula Borkowska – piano, Wojciech Gumiński – kontrabas, Marcin Świderski – saksofony, flety
Spektakl objęty jest patronatem Fundacji Wisławy Szymborskiej.
Do Wrocławia przyjechał Jesse Cook z zespołem. W ramach swojej nowej trasy koncertowej Libre Tour 2023 gościł w Dużej Sali Narodowego Forum Muzyki. Organizatorem wydarzenia była agencja KA-International Art Management i to tam należy kierować podziękowania za sporą dawkę pozytywnej energii, którą obdzielił słuchaczy mistrz gitary, niekwestionowana gwiazda world music, król rumby i flamenco z zespołem.
Narodowe Forum Muzyki to miejsce nieznoszące akustycznych niedoskonałości i nowych instrumentów (szczególnie tych, które domagają się rozegrania). Podczas niedzielnego koncertu energia, niezwykle popularnego i lubianego gitarzysty, zdawała się rozpraszać między widzów, a jakieś obiektywne trudności, które spinały nieco artystów w niewidzialnym gorsecie. Jednak nie były one w stanie zepsuć uroczego wieczoru, pełnego przyjemnej muzyki, gitarowego grania, instrumentalnych improwizacji, pląsów, rytmicznego klaskania, wspólnego śpiewania i radosnego przepływu pulsu, emocji i wrażeń.
Wrocławskie koncerty Cooka zawsze przyciągały tysiące fanów. Trudno się dziwić, bo jego sposób bycia i cały anturaż sceniczny – to chyba odpowiedniejsze słowo, bo urodził się we Francji – ma w sobie dużo z wdzięku chłopaka z sąsiedztwa. Zawsze towarzyszy artyście na scenie kilkuosobowy zespół znakomitych muzyków. To oni dotknięci twórczym impulsem często wdają się w improwizatorskie popisy, które z uznaniem i z życzliwością przyjmuje ten, którego imieniem i nazwiskiem oznaczane są bilety i plakaty.
Niebieska koszula, krawat, kamizelka, jeansy, brązowe półbuty, kolorowe skarpetki, okulary i nieodłączna gitara z nylonowymi strunami ze specjalnym przetwornikiem wzmacniającym jej dźwięk. Takiego widzimy Jessego na zdjęciach i podczas koncertów – elegancki i z fantazją. Tym razem gitarę flamenco zamienił na ciemniej brzmiący, piękny, lutniczy instrument, który dodawał mu dostojnego wyrazu i nieco tonował wariackie improwizacje.
Cook i jego ryży kolega z zespołu świetnie dialogowali na strunach swoich gitar. Publiczność, zaczarowana muzyką trwała w zasłuchaniu na fotelach do czasu, aż artysta zasugerował żebyśmy wstali i potańczyli. Bez zbędnych ceregieli wstaliśmy i podrygiwaliśmy wszyscy. Piosenka zaśpiewana i zagrana przez Jesse’go Cooka i Matta Sellicka bez nagłośnienia była wspaniałym zwieńczeniem muzycznego wieczoru.
oprac. do
foto: jo i do
Koncert poprzedziła piękna uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej z nazwiskiem Artystki. Krótkie przemówienie wygłosił Andrzej Kosendiak, dyrektor generalny, dyrygent i pedagog.
Zaakcentował on bliskie związki Artystki z wielkimi polskimi kompozytorami: Lutosławskim i Pendereckim. Jak podkreśliła Anne-Sophie Mutter spotkanie z tymi wielkimi osobowościami muzycznymi odmieniło jej życie i wywarło ogromny wpływ na jej muzyczną drogę. Artystka podkreśliła, że Penderecki wniósł wiele piękna do świata muzyków i słuchaczy. A bogactwo jego emocji i środków, jakimi je wyrażał w swoich kompozycjach, to dar dla ludzi. Warto dodać, że Krzysztof Penderecki napisał dla niej koncert.
Artystka rozpoczęła występ europejskim i polskim prawykonaniem skomponowanego dla niej przez Sebastiana Curriera krótkiego 12 minutowego dzieła. Powstało ono na bazie cytatów z utworów dziewiętnastowiecznych twórców: Beethovena, Schuberta, Mendelssohna i Brahmsa. Trzeba jednak przyznać, że brzmiało bardzo współcześnie i nowatorsko. Można było doszukać się i jazzowych klimatów. Artystka w tak krótkim dziele pokazał cały swój kunszt; obok nowoczesnych, mocnych wręcz jazzowych brzmień, zawarła także przepiękne, chwytające za serce, klasyczne motywy.
W kolejnej części koncertu, wrocławska publiczność wysłuchała „Geister Trio” Ludwiga van Beethovena. A po przerwie „Trzy romanse na skrzypce i fortepian” Clary Schumann. Anne-Sophie Mutter zakończyła koncert III Sonatą skrzypcową d-moll Johannesa Brahmsa.
Anne Sophie Mutter po raz kolejny zachwyciła wrocławską publiczność. Brawa na stojąco zaowocowały trzema bisami. Pierwszy z nich to Taniec węgierski Brahmsa. Zagrany żywiołowo, dynamicznie i radośnie.
Słowa uznania i wielkie brawa należą się także członkom jej tria; pianiście Lambertowi Orkisowi i wiolonczeliście Maximilianowi Hornungowi.
Wrocław, 2023.05.16
Narodowe Forum Muzyki
tekst i zdjęcia z odsłonięcia tablicy pamiątkowej: Krystyna Kubacka-Góral
Zdjęcie z koncertu: Karol Sokołowski, Archiwum NFM