W festiwalową niedzielę podczas tegorocznej edycji Wratislavia Cantans 2019 mogliśmy wysłuchać dwóch uroczych koncertów. Pierwszy zabrzmiał w kościele św. Stanisława, Doroty i Wacław przy pl. Wolności, drugi – w kolegiacie Świętego Krzyża i św. Bartłomieja przy pl. Kościelnym.
Wczesnym popołudniem zespół Mala Punica zabrał nas do świata średniowiecznej Europy. Wyśpiewywanym manuskryptom towarzyszyło instrumentarium z epoki. Soliści i dyrygent zmyślnie zmieniali miejsca i swobodnie zapełniali akustyczną przestrzeń kościoła. Raz ich głosy dobiegały z nawy głównej, raz z bocznej, innym razem z prezbiterium. Artyści dojrzale panowali nad polifonią i czarowali ozdobnikami.
Wieczorem zaś w uniesieniu słuchaliśmy męskiego chóru śpiewającego bizantyjską muzykę liturgiczną. Dyrygent – Georgios Konstantinou – stojący przodem do słuchaczy subtelnie wskazywał dłońmi kierunek muzyczny, w którym Greek Byzantine Choir udawał się bez cienia zgrzytu, czy zawahania. Bisom nie było końca. Późna godzina nie przeszkadzała nienagannie brzmieć utworom o tematyce maryjnej należącym do kanonu prawosławnej liturgii godzin.
tekst i foto: Dorota Olearczyk
Na zdjęciu- kolegiata Świętego Krzyża i św. Bartłomieja przed wieczornym koncertem
Festiwalowa sobota , 7 września 2019 roku, obfitowała w zdarzenia niezwykłe. Będzie można je umieszczać pogrubionym drukiem na kartach historii muzycznej Wrocławia i w kalendariach Wratislavii Cantans, która ponad pięćdziesiąt lat przyciąga do stolicy Dolnego Śląska melomanów dzieł oratoryjnych i kantatowych.
Tego dnia Zubin Metha odsłonił tablicę upamiętniającą swoją współpracę z Narodowym Forum Muzyki. Potem ruszył na próbę, żeby wieczorem poprowadzić izraelskich symfoników przez meandry III Symfonii Mahlera. W międzyczasie w Sali Czerwonej rozpoczęła się wersja koncertowa opery Domenico Scarlattiego „Ptolemeusz i Aleksander”. Wrocławska Orkiestra Barokowa pod dyrekcją Jarosława Thiela akompaniująca wokalistom brzmiała znakomicie. Szlachetność i barwa instrumentów z epoki oraz głosy solistek i solistów porwały słuchaczy do gromkich owacji.
Wieczorem w Sali Głównej, prezydent Wrocławia – Jacek Sutryk i dyrektor NFM- Andrzej Kosendiak uroczyście zaprosili na 54. edycję Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans.
Melomani przywitali legendarnego dyrygenta, który w październiku przechodzi na artystyczna emeryturę, z należytą estymą. Wyczuwało się oczekiwanie na wysłuchanie dzieła wybitnego, zagranego przez jedną z najlepszych orkiestr świata.
Maestro Zubin Mehta z Israel Philharmonic Orchestra i Chórem NFM oraz Chórem Chłopięcym NFM zaprezentowali III Symfonię Gustava Mahlera. Nikt nie śmiał przerwać koncertu chrząknięciem, czy kichnięciem. Na kaszlnięcie, czy usadowienie się na fotelu melomani pozwalali sobie tylko w kilkusekundowych przerwach między częściami znakomitego utworu Mahlera.
W programie festiwalu czytamy: „III Symfonia to pełen rozmachu Mahler, taki, którego publiczność kocha. Sama orkiestra liczy sto piętnaście osób, do tego chór i chór chłopięcy – wszyscy razem tworzą wielką ścianę dźwięku. Przy tym nie jest to Mahler chmurny i nostalgiczny, jak w niektórych późniejszych dziełach, lecz trzydziestosześciolatek pełen zachwytu nad przyrodą. Trzecia z jego zaledwie dziewięciu ukończonych symfonii to muzyka tak przyjemna w odbiorze, jak sielskie były okoliczności jej powstawania. Artysta skomponował ją w trakcie dwóch wakacyjnych pobytów w Alpach nad jeziorem Attersee. Był tak zauroczony tym miejscem, że kazał postawić sobie maleńką drewnianą chatkę (istnieje ona do dziś) na łące, z której widział taflę wody i góry. Wpatrywał się w burze targające jeziorem, wsłuchiwał w miarowe, spokojne fale, obserwował, jak wraz z nadejściem lata życie kiełkuje i bujnie rozkwita wszędzie dookoła, patrzył, jak wszystko zamiera w skwarze południa… i komponował III Symfonię, hymn ku czci witalności i doskonałości natury”.
Sobota na 54. MFWC przeszła do historii wydarzeń wyjątkowych, niepowtarzalnych, artystycznie znakomitych. A to dopiero początek festiwalu, który potrwa do niedzieli, 15 września.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
54. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans im. Andrzeja Markowskiego rozpoczął się w piątek, 6 września. W kolegiacie Świętego Krzyża i św. Bartłomieja, tzw. kościele dwupoziomowym, na Ostrowie Tumskim zabrzmiały Hymny Kościoła koptyjskiego. Śpiew sylabiczny, gdzie na każdą sylabę przypada najczęściej kilka nut, długie ozdobniki wokalne wykonywane na jednej sylabie wprowadziły słuchaczy w zmierzch dnia i zainaugurowały 54. edycję festiwalu.
„Każdy ma własna wizję Południa. Dla wrocławian tę ideę mogą ucieleśnić moje rodzinne Włochy, tymczasem żyjąc w Mediolanie, czuję się raczej mieszkańcem północy myślę o dalszych regionach Italii jako o południu. Z pewnością jest to kierunek, który nas pociąga. W biografii wielu artystów odnajdujemy wspomnienia z podróży na południe” – zapowiadał na południowej konferencji dyrektor artystyczny – Giovanni Antonini.
Święto muzyki oratoryjno- kantatowej potrwa do 15 września. Koncerty będą się odbywać w salach NFM-u, wnętrzach kościołów wrocławskich, w Synagodze oraz w różnych miejscach Dolnego Śląska.
Szczegółowy program festiwalu dostępny jest na naszych stronach.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Na wierszu Jana Brzechwy wychowało się niejedno pokolenie Polaków. Wybitny przedstawiciel Skamandrytów umiał mówić do dzieci, jak rzadko który poeta. Psoty krnąbrnej pchły ubrał w pyszne rymy, które w spektaklu reżyserowanym przez Annę Seniuk mienią się wszystkimi barwami także dzięki muzyce Macieja Małeckiego. Figle solowe, psoty na duet, chóralne potoki żartów budują ciepły, radosny spektakl, który w świat teatru i opery wprowadza nie tylko najmłodszych. A jeśli o „dorosłą” operę chodzi, to pojawia się w spektaklu i ona – aria ze Strasznego dworu Stanisława Moniuszki oraz aria z Toski Giacomo Pucciniego tworzą dodatkowy kontekst do obecności Pchły szachrajki na scenie teatru operowego.
Dyrygent
Rafał Karczmarczyk
Reżyser
Anna Seniuk
Choreografia
Weronika Pelczyńska
Scenografia
Anna Sekuła
Reżyseria świateł
Katarzyna Łuszczyk
Obsada
Pchła szachrajka – Emose Katarzyna Uhunmwangho*
Panna Kika – Hanna Sosnowska
Żuk, Szerszeń – Aleksander Zuchowicz
Sprzedawca bławatny – Łukasz Rosiak
Słoń, Kanclerz – Tomasz Rudnicki
Król, Maszynista – Jakub Michalski
Warszawianki, Gracze, Owady, Goście, Damy dworu – Barbara Bagińska
Liliana Jędrzejczak
Hanna Sosnowska
Panowie, Gracze, Kelnerzy, Owady, Warszawianki, Manekiny – Jakub Michalski, Łukasz Rosiak, Tomasz Rudnicki, Aleksander Zuchowicz
* – gościnnie
Mielenie kłopotów, nieustanne przeżywanie i przeżuwanie problemów, bezsenne noce, wczesne pobudki… wszyscy zmagamy się od czasu do czasu z czymś, co utrudnia nam codzienne funkcjonowanie. Niektórzy, niestety, żyją w permanentnym dyskomforcie. Próbują nauczyć się myśleć i analizować mniej. Niepozorna książeczka wydana przez oficynę Feeria może okazać się pomocna w tej kwestii i przynieść propozycje rozwiązania wielu kłopotów osób wysoko wrażliwych.
„Jak mniej myśleć. Dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” napisała Christel Petitcollin, przetłumaczyła Krystyna Arustowicz. Publikacja opisuje zachowania, emocje, potrzeby osób obarczonych tak zwaną nadwydajnością mentalną.
W pierwszych rozdziałach czytamy o nadwrażliwości, którą cechuje pięć nadzwyczaj rozwiniętych zmysłów. Dalej autorka wspomina o dzieciach i dorosłych z zespołem Aspergera, pisze o testach inteligencji i ich wątpliwej przydatności, która jest ukierunkowana na harmonijne rozrysowanie krzywej Gaussa. Za Howardem Gardnerem wyodrębnia osiem typów inteligencji, podkreślając potrzebę ich nieustannego niuansowania, ponieważ inteligencja jest subtelnym i trudnym do ogarnięcia pojęciem.
Pisarka najpierw zgłębia niektóre problemy i zachowania nadwydajnych mentalnie, a potem zapisuje porady, z cyklu jak żyć. Co ciekawe, Christel Petitcollin, narrację prowadzi w taki sposób, że każdy, na kartach poradnika, może odnaleźć fragmenty siebie. Bo przecież wszyscy czasem cierpimy z powodu braku pewności siebie, niezrozumienia, nadwrażliwości na bodźce, czy „przegrzania umysłu”.
Dlatego przy lekturze „Jak myśleć mniej. Dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” każdy może poczuć się wyjątkowo, ale po jednokrotnym przeczytaniu niekoniecznie będzie wiedział, co i jak zrobić, żeby myśleć mniej. Jednak warto zmierzyć się z tytułem, choćby tylko do połowy.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria.
Nie trzeba wyjeżdżać z Wrocławia, żeby podziwiać pustułki wojujące z kawkami, drozdy kwiczoły odstraszające wrony siwe, żółtodziobe kosy, zielono-siwe dzięcioły, niebieskie kowaliki i inne parkowe ptaki. Przydadzą się do tego dobry wzrok, cierpliwości i trochę szczęścia.
Park Południowy i Skowroni, pomimo dużej ilości spacerowiczów, przy odrobinie wytrwałości może okazać się właściwym miejscem do obserwacji nawet dzięcioła czerwonogłowego.
Wyjeżdżając poza granicę Wrocławia od strony południowej możemy spodziewać się spotkania z bażantem. Tuż za Wysoką skręcamy w piaszczystą drogę między polami i nagle przeraźliwy krzyk i zryw do lotu kuropodobnego ptaka urozmaica naszą rowerową przejażdżkę.
Wśród bloków i kamienic na Krzykach toczą się często napowietrzne starcia. Pustułki zasiedlają nieosłonięte szyby wentylacyjne na ścianach bloków, składają tam jaja, a kawki wyjadają je bezczelnie. Potem posępne, ale głośne – kij,kij,kij miejskiego drapieżnika słychać na podwórku, a wróble nie pokazują się w okolicy jeszcze długo po takim zdarzeniu. Gołębie czasem siadają na parapetach, jednym zostawiają jajko, innym białą, lepką maź. Nie robią tego synogarlice i grzywacze, one są chyba lepiej wychowane. Sroka czasem przeleci nad głową jakby chciała kujnąć kogoś w głowę. A sójki chowają się w zaroślach. Na bociany, jaskółki i gęsi wybieramy się zwykle w Dolinę Baryczy, tam można wypatrzeć także perkozy i czaple siwe.
Żeby znaleźć się na szklaku ptaków można umówić się na spacer po Parku Południowym lub Skowronim, wyjechać na przejażdżkę rowerową w okolicę Wysokiej lub popedałować trochę dalej koło Żmigrodu, w Dolinie Baryczy. Satysfakcja eskapady gwarantowana, co prawda bez pewności spotkania bociana, ale z dużą szansą na wypatrzenie innego gada lub owada.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian i Dorota Olearczyk
Znalazłam w skrzynce awizo, poszłam na pocztę, postałam w kolejce i odebrałam niedużą, lekką paczuszkę. Adresatem były Tajne Komplety. Konspiracyjność zawiniątka próbowała odtajnić pani przy okienku, prosząc o czytelny podpis. – O w tym miejscu- powiedziała z uśmiechem i postawiła niebieskiego ptaszka przy kodzie kreskowym przesyłki. – Imię i nazwisko- dodała. Paczka była dokładnie zaklejona, z bąbelkową kopertą rozprawiłam się z pomocą nożyczek dopiero w domu.

„Zapominanie” Brzoska i Gawroński, Wydawnictwo Tajne Komplety
Czarne, tekturowe, kwadratowe opakowanie płyty było ozdobnie przepasane drutem. Cztery skrzydełka z tekstami utworów i fotografiami twórców przykrywały srebrno- szarą płytę utrzymującą się na gumowym kołku. Na okładce napis „Zapominanie” Brzoska i Gawroński.
Wkładam krążek do odtwarzacza. 35 minut, uff, dobrze, że nie dłużej, bo z eksperymentami muzycznymi lepiej nie przesadzać. Osiem utworów o tytułach: „Stara historia”, „Krety i dżdżownice”, „Droga”, „Szyfry”, „Katzenspielzueg”, „Zapominanie”, „Z prochu”, „Kapłani i androgyni” wciągają mnie w swoją poetycką ścieżkę. Powtarzam w myślach słowa eksperymentującego ze słowami Wojciecha Brzoski „cały składam się/ z kłódek”, „po deszczu wypełzam z ukrycia”, „pod choinkę kupuję dziwne/niemieckie prezenty- / ale tylko kotom.” Poddaję się mantrycznej elektronice Dominika Gawrońskiego. O „Zapominaniu” raczej nie ma mowy. Moją uwagę skupia recytacja w typie parlando, przypominająca melodeklamacje Marcina Świetlickiego i nieprzewidywalne, elektroniczne eksperymenty muzyczne.
W materiałach Fundacji im. Tymoteusza Karpowicza czytam, że to trzecia płyta duetu poety- Wojciecha Brzoski i muzyka- Dominika Gawrońskiego, na której gościnnie wystąpili: Przemek Borowiecki (perkusja) , Małgorzata „Tekla” Tekieli (gitara basowa), Marcin „Cozer” Markiewicz (trąbka) i Wojtek Bubak (gitara elektryczna).
Brzoska i Gawroński stworzyli ciekawy eksperyment muzyczno- poetycki. Takie „Zapominanie” godne zapamiętania.
Nie wiem tylko, co zrobić z drutem, chyba dam mężowi, bo ostatnio potrzebował zakładki do książki.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Tajne Komplety