Dr Lisa M. Shulman jest profesorem neurologii na University of Maryland. To także autorka i redaktorka wielu książek na temat zaburzeń neurologicznych i ich wpływu na codzienne funkcjonowanie i jakość życia. We wstępie „Mózgu w żałobie” pisze: „W 2011 roku u mojego męża i kolegi, dr. Williama Weinera, zdiagnozowano raka. Zmarł siedemnaście miesięcy później, w grudniu 2012 roku. Oboje byliśmy neurologami – lekarzami-naukowcami borykającymi się z własnymi kryzysami zdrowotnymi. Nagle wszystko się zmieniło, bo z lekarzy staliśmy się pacjentami”.
Poruszająca historia wybitnej neurolog, która zmaga się z nowotworem męża opiera się na osobistych przeżyciach pary związanych z ciężką chorobą i stratą. Ma pomóc innym w konfrontacji z podobnymi doświadczeniami. Oczyszcza, pobudza do refleksyjnego i konstruktywnego myślenia, pozwala znaleźć swoją drogę przechodzenia ścieżką bólu, cierpienia i żałoby.
Autorka wyznaje: „Moim celem jest to, by książka była nie tyle zapisem wspomnień, co przewodnikiem, rzucającym światło na powszechne doświadczenia podczas utraty bliskiej osoby i na to, w jaki sposób nasz mózg na to odpowiada i się leczy”.
„Mózg w żałobie” to książka wyjątkowa, dotyka najgłębszych aspektów straty i stresu po traumie. Opisuje zagadnienie pod kątem psychologicznym i neurologicznym. Doktor Lisa M. Shulman odpowiada w niej na pytania: w jaki sposób nasz mózg i ciało reagują na stratę kogoś bliskiego, jak przebiega fizyczny i psychiczny proces zdrowienia po stracie, jak możemy pomóc sobie i bliskim?
To połączenie pamiętnika, książki popularnonaukowej i poradnika. Ukaże się ona w księgarniach 16 października nakładem wydawnictwa Filia. To pozycja obowiązkowa, nie tylko dla zmagających się z chorobą i stratą.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Filia.
„Sud, sud – muzyczna podróż z Rzymu za Morze Śródziemne” to tytuł koncertu, który zabrzmiał w Synagodze pod Białym Bocianem. Wielki showman wiolonczeli Giovanni Sollima, stworzył teatr jednego artysty i przez blisko dwie godziny skupiał uwagę na sobie. Grał, śpiewał, zszedł ze sceny i wyszedł do publiczności, żeby przygrywać jak zawodowy grajek, zachęcał nas do rytmicznego klaskania i nucenia „łuo, łuo, łuo…”. Muzyk z Palermo – zafascynowany folklorem, a zwłaszcza rytmem w muzyce etnicznej, przeplatał utwory kompozytorów związanych z Neapolem, z rdzenną muzyką afrykańską. Swoją ekspresją dzielił się nie tylko ze słuchaczami, ale także z kompanem od teorby, czyli instrumentu przypominającego lutnię. Michele Pasotti wraz z Sollimą zagrał kilka utworów.
Na zakończenie festiwalu melomanów czekała spora dawka Gershwina, uznawanego za największego kompozytora amerykańskiego. W Sali Głównej NFM operę „Summertime – Porgy and Bess” zaprezentowali artyści pod dyrekcją maestro Marshalla. Brytyjski dyrygent, organista, pianista, główny dyrygent WDR Funkhausorchester w Kolonii oraz organista i asystent w Bridgewater Hall w Manchesterze, a w 2007 r. – główny gościnny dyrygent Orchestra Sinfonica di Milano Giuseppe Verdi – Wayne Marshall to artysta słynący z nieprzeciętnych interpretacji dzieł Gershwina. Jego wyczucie frazy „króla jazzu” z Nowego Yorku dawało się słyszeć w każdym momencie niedzielnego wieczoru. Wpadające w ucho melodie zawdzięczające swój niepowtarzalny urok połączeniu typowo amerykańskiej muzyki o afrykańskich korzeniach – jazzu, ragtime’u, bluesa i spirituals – z muzyką klasyczną, a nawet z wschodnioeuropejskim folklorem słuchało się z największą przyjemnością.
Na finał 54. edycji Wratislavia Cantans słuchaliśmy ognistych duetów, zabawnych scen zbiorowych z udziałem chóru, wzruszających popisów solowych. I nawet niedyspozycja jednego z solistów nie była wstanie przyćmić uroku „Summertime – Porgy and Bess”.
oprac. Dorota Olearczyk
fot. Julian Olearczyk, Synagoga pod Białym Bocianem po koncercie wiolonczelisty.
Piątkowy wieczór spędziliśmy z Judytą triumfującą. Utwór o pięknej i dzielnej Izraelitce wykonała pełna temperamentu mediolańska orkiestra Il Giardino Armonico, prowadzona przez dyrektora artystycznego festiwalu Wratislavia Cantans– Giovanniego Antoniniego. Julia Lezhneva – jedna z solistek- poniosła nas w nieznane dotąd obszary koloraturowe i pozostawiła w stanie niewyobrażalnego oczarowania.
Owacje na stojąco trwały długo i rozdzielane były z równą siła między dyrygenta, instrumentalistów, chórzystów i solistów. Oratorium Antonia Vivaldiego w Sali Głównej NFM-u zabrzmiało zjawiskowo, monumentalnie i subtelnie.
oprac. Dorota Olearczyk
fot. mat. organizatorów
„Plusy i minusy” to książka, którą stosunkowo niedawno napisał „młody geniusz’’, Stefan Buijsman. Dowiedziałem się o niej w szkole dzięki mojej wychowawczyni. „Plusy i minusy” to książka, która powstała (przynajmniej tak mi się wydaje), żeby przekonać ludzi, takich jak ja, do matematyki. Niespecjalnie przepadam za tą dziedzina nauki, więc dlatego książka ta wpadła w moje ręce.
Na początku autor omawia wszystkie systemy, które opierają się głównie na cyfrach. Ten rozdział szczególnie mnie zainteresował, ponieważ nigdy nie myślałem o tym, jak mogą działać Google i Netflix. Następnie dowiadujemy się o plemionach, które choć nie posługują się matematyką, nie odczuwają jej braku. Potrafią świetnie stawiać konstrukcje, których cywilizowany człowiek bez użycia matematyki nie potrafiłby wznieść. Autor zastanawia się nawet „Dlaczego mielibyśmy się więc zajmować matematyką? Stało się jasne, że nie jest nam niezbędna do przeżycia. Możemy nawet wieść niezwykle szczęśliwe życie, niczego się o niej nie ucząc.” Jednak w dalszej część książki autor udowadnia nam, że matematyka jest nam potrzebna do funkcjonowania.
Wszystko zaczęło się w starożytnym mieście Umm około roku 2034 p.n.e. Wtedy właśnie król Su-Suen wprowadził pierwsze rozliczenia. Tak zaczęła się historia powstania liczb. Jest ona niezwykle ciekawa, ale nie będę nic zdradzał, żeby wzbudzić czytelniczą ciekawość. W dalszej części przeczytamy o zastosowaniach obliczeń w najróżniejszych dziedzinach życia, takich jak zakłady sportowe, wybory na prezydenta, inżynieria i architektura.
Książka jest napisana trochę chaotycznie. Poszczególne tematy nie są ułożone chronologicznie. Lecz zauważyłem to dopiero wtedy, gdy przeglądałem spis treści, żeby nic mi nie umknęło przed napisaniem słów kilku o książce. Podczas czytania ten pozorny chaos w ogóle nie przeszkadza. Czytało mi się tę książkę niezwykle przyjemnie, ponieważ, jak zauważyło kilka osób, mój styl pisania jest podobny do stylu wypowiedzi autora.
Reasumując – „Plusy i minusy” to zdecydowanie materiał obowiązkowy dla wszystkich, którzy kiedykolwiek bali się matematyki. Może i jej czytelnik też przestanie się wreszcie bać „królowej nauk”!?
oprac. Paweł Szymański
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Sezon artystyczny 2019/2020 Wrocławski Teatr Lalek otworzy nowym cyklem komediowych spektakli improwizowanych. Kolejne premiery to przedstawienia dla najmłodszych i młodzieży. Dyrektor artystyczny- Jakub Krofta – zapowiada czas na mieszanie gatunków i odkrywanie form dotychczas nieobecnych na scenach WTL-u.
W ramach sceny WTL child- free zaplanowano współpracę z teatrem improwizacji („JAPETY – KTO TO WIDZIAŁ?” ). Dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym Agata Kucińska z Maliną Prześlugą szykują klasyczną baśniową opowieść w planie żywym, lalkowym i wirtualnym („ILE ŻAB WAŻY KSIĘŻYC?”). Sezon artystyczny zakończy się spektaklem dla młodzieży – nagradzaną sztukę Andrzeja Błażewicza wyreżyseruje debiutująca na deskach wrocławskiego teatru – Marta Streker ( „POLSKIE RYMOWANKI ALBO CEREMONIE”).
W nowym sezonie swoją działalność kontynuować będzie utworzona w 2018 r. Pracownia Pedagogiki Teatru, której głównym celem jest zbliżenie teatru do widzów i likwidacja barier, które go od nich dzielą. Pracownia zrealizuje kilka całorocznych cykli warsztatowych dla różnych grup wiekowych – od najnajmłodszych po młodzież – zarówno dla uczestników indywidualnych, jak i grup przedszkolnych i szkolnych.
W tym sezonie, między 29 maja, a 3 czerwca, możemy spodziewać się kolejnej edycji Przeglądu Nowego Teatru Dla Dzieci. Podobnie jak w ubiegłych latach, w programie festiwalu znajdą się najciekawsze spektakle teatrów z kraju oraz wybrane produkcje z zagranicy. Pokazywane będą przedstawienia dla dzieci w każdym wieku, a także dla młodzieży. Przeglądowi towarzyszyć będzie tradycyjnie Ogród Sztuk, czyli cykl bezpłatnych warsztatów dla małych i dużych wrocławian.
oprac. Dorota Olearczyk
fot. z konferencji: Julian Olearczyk
Przed nami kolejne muzyczne spotkania na 54. Wratislavia Cantans / Południe i nadejście nieuchronnego festiwalowego półmetka. Od piątku powoli i regularnie wchodziliśmy w atmosferę różnorodnych wydarzeń, wraz z każdym koncertem w naszej krwi płynęło coraz więcej muzyki i spokoju.
W poniedziałek, Czarna Sala Narodowego Forum Muzyki skupiła nasza uwagę na widowisku teatralno- dźwiękowym. „Baśnie. W poszukiwaniu tożsamości” było koncertem, w którym wystąpiło pięć osób wykorzystujących różne techniki wokalne. Narrator, alt, tenor, baryton rozstawieni w czerech kątach sali, żeby przekazać emocje ukryte w tekście mierzyli się z wyzwaniami oddechowymi i barwowymi aktorskiej improwizacji, niestety bez tłumaczenia na język polski.
We wtorek sześciu mężczyzny w białych szatach, solo i chóralnie układało muzyczną śródziemnomorską mozaikę. Portret Jana Pawła II, z charakterystycznym, pogodnym wyrazem twarzy, przysłuchiwał się chorałom mozarobskim w kolegiacie Świętego Krzyża i Świętego Bartłomieja.
A w czwartek mieliśmy spotkanie z perłą baroku. Muzyka neapolitańskiego mistrza Alessandra Scarlattiego zabrzmiała w barokowych wnętrzach Kościoła Uniwersyteckiego. Przestrzeń doskonale współgrała z polifoniczną muzyką, która pięła się po rzeźbiarsko-malarskim wystroju, wskakiwała na bulwiaste, pozłacane ambony i leciała ku sklepieniu świątyni.
54. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans trwa jeszcze tylko do niedzieli.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
zdjęcie wnętrza Kościoła Uniwersyteckiego przed czwartkowym koncertem.