Farsa Krzysztofa Kędziory „Rubinowe gody” weszła do repertuaru Wrocławskiego Teatru Komedia. Weszła z sukcesem, bo oprócz komediowego polotu otula widzów czułością, wrażliwością i zrozumieniem.
Marian i Grażyna obchodzą czterdziestą rocznicę ślubu. Z tej okazji córka wysyła rodziców na weekend do ekskluzywnego hotelu. Konfrontacja prowincjonalności i prostoty z luksusem i nowoczesnością przynosi szereg zabawnych i refleksyjnych zdarzeń. Para musi otworzyć drzwi bez klucza, zapalić światło bez włącznika, zamiast owoców morza woli wyjąć z walizki kiełbasę, a strefa spa z jacuzzi wydaje się dla nich niebezpieczną egzotyką.
Ciąg zdarzeń dopełnia poseł pod łóżkiem (przyszły minister kultury) i portier, który w finale okazuje się być…(nie zdradzę, warto zobaczyć, zaskoczenie jest duże).
Komedia omyłek punktuje nepotyzm, polityczne układy i skandale.
„Rubinowe gody” we Wrocławskim teatrze Komedia ogląda się bardzo dobrze. Twórcy i realizatorzy znakomicie harmonizują śmiech ze wzruszeniem i nutą nieprzewidywalności. To świetny spektakl utrzymany w konwencji i w stylu WTK. Spodoba się nie tylko stałym bywalcom Teatru Komedia i poruszy odmiennością wcielenia aktorskiego Pawła Okońskiego, Radosława Kasiukiewicza, Małgorzaty Szeptyckiej i Rafała Kwietniewskiego.
Spektakl wyreżyserował Wojciech Dąbrowski. Scenografię przygotował Wojciech Stefaniak, kostiumy – Maria Tomczak, a opracowaniem muzycznym spektaklu zajął się Bartosz Pernal i Paweł Dobosz.
oprac. Dorota Olearczyk
foto. z konferencji przed premierą: Julian Olearczyk
César Aira, argentyński prozaik uznawany za współczesnego klasyka, specjalizuje się w krótkich, intensywnych powieściach pisanych pod prąd narracyjnych trendów. On sam swoje dzieła nazwał kiedyś „zabawkami dla dorosłych” – to fabuły z iskrą szaleństwa, eksperymentalne i zaskakujące. Zebrane w tomie teksty ukazują typowe cechy pisarstwa Airy. „Trzy opowieści” ukazały się nakładem wrocławskiego Wydawnictwa Ossolineum.
César Aira od lat wymieniany jest wśród kandydatów do literackiej Nagrody Nobla. Po przeczytaniu choćby jednego z trzech opowiadań trudno się dziwić noblowskim aspiracjom prozy Argentyńczyka.

„Trzy opowieści” César Aira, Wydawnictwo Ossolineum
Znakomita, gombrowiczowska narracja (znana z absurdu i groteski), mistycyzm i elementy detektywistyczne w połączeniu z drastycznym horrorem, realizm i … wszystko to napisane w sposób porywający, rzetelny, autentyczny.
W opowiadaniu „Jak zostałam zakonnicą” Aira opisuje sytuację z piosenkarką. O fałszującej pisze wnikliwie analizując, chyba wszystkie możliwości i powody jej śpiewania publicznego. Język, dziewczynki, bohaterki opowiadania czasem jest językiem dorosłego pisarza, innym razem językiem chłopca o imieniu samego autora.
W kolejnych opowiadaniach „Płacz” i „Dowód” czytelnik rozsmakowuje się w wartkiej akcji, „ślizgając się po grani absurdu” – jak pisze Marek Bieńczyk- w posłowiu.
Nie bez znaczenia jest doskonały przekład, który swoim imieniem i nazwiskiem firmuje Tomasz Pindel.
Lektura „Trzech opowieści”, także dzięki tłumaczowi, stawia nas w sytuacji permanentnej niepewności. Każdy utwór jest awangardowy, z natury nieoczywisty, nie mieszczący się nawet w średniej oczekiwań, łączy różne ekspresje i dawki realności i nierealności. Przynosi skojarzenia z filmowymi „Córkami dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej. Każde opowiadanie niesie ze sobą pierwiastek wariactwa – jak pisze historyk literatury, pisarz, eseista.
„Trzy opowieści” César Aira, czyli ślizgająca się po grani absurdu znakomita proza, którą szkoda byłoby utopić w szlamie wielości publikacji przeciętnych. Gorąco polecam.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Ossolineum.
Akademia Sztuk Teatralnych filia we Wrocławiu weszła chyba w czas swojej świetności. Adepci sztuki aktorskiej oddziaływają na widzów z siłą teatralnych talentów. Ich umiejętność bycia na scenie i opowiadania o rzeczach ważnych w sposób zajmujący, a nawet arcyciekawy, nie pozwala na opuszczenie żadnego dyplomu, a jest ich na afiszu dużo.
Po kontrowersyjnych „Chłopach”, udanej „Szczęśliwej siódemce” i genialnej „Naszej klasie” przyszła kolej na „Iwonę, księżniczkę Burgunda”. Spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Aktorskiego przygotowany na podstawie dramatu Witolda Gombrowicza w reżyserii Radosława Rychcika to kolejna rewelacja sezonu.
W to, że Gombrowicz jest ponadczasowy nikt nie wątpi, ale jak w dzisiejszym świecie nie pozbawić go uniwersalności? Wiedzą to studenci AST – Pola Dębkowska, Igor Korus, Mikołaj Krzeszowiec, Anna Nowak, Antoni Rychłowski, Michał Surma, Michał Tokarski i Magdalena Walkiewicz pracujący pod opieką Radosława Rychcika. Ósemka dobrze obsadzonych w dramacie osób… prawdziwych, współczesnych, choć mówiących językiem dwudziestowiecznego dramatu Gombrowicza doskonale oddaje groteskowość sytuacji, w której się znalazło.
Charakterystyczna gombrowiczowska fraza obnaża słabości bohaterów, ich lęki i obsesje. Dociera w sedno przez znakomicie wykoślawianą rzeczywistość. Gesty, choreografia, rekwizyty świetnie korespondują z gombrowiczowską groteską, parodią i absurdem podszytym prawdą o nas.
Milczenie tytułowej bohaterki Iwony, przerywane jest tylko wtedy, kiedy mówi słowami Grety Thunberg – 17- letniej, szwedzkiej aktywistki klimatycznej, co nadaje „Iwonie, księżniczce Burgunda” jeszcze jeden ważny, współczesny wymiar.
Całe szczęście, że jest weganką, bo karasie jej nie grożą.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk Dorota Olearczyk
„Iwona, księżniczka Burgunda”
Występują: Pola Dębkowska, Igor Korus, Mikołaj Krzeszowiec, Anna Nowak, Antoni Rychłowski, Michał Surma, Michał Tokarski, Magdalena Walkiewicz
Reżyseria i opracowanie tekstu: Radosław Rychcik
Scenografia i kostiumy: Sara Sulej | ASP Wrocław
Muzyka: Mateusz Winsław | AM Wrocław
Asystent reżysera: Michał Surma
Charakteryzacja: Martyna Wydmańska
Producent: Radosław Frąk
Grupa wiekowa: 16+
Premiera 10 stycznia 2020, godz.19.00, Sala Studio Teatru AST
Czas trwania: ok. 90 minut
W piątek, 10 stycznia Sala Gotycka Starego Klasztoru wypełniła się znajomymi Jaremy Klicha – gitarzysty klasycznego, pedagoga, współzałożyciela Wrocławskiego Towarzystwa Gitarowego, felietonisty, człowieka wielu talentów, zmarłego przedwcześnie, pokonanego przez nowotwór. Po raz siódmy przyjaciele Jaremy grali, śpiewali i wspominali kolegę.
Jarema był człowiekiem wyjątkowym. Inteligentny, wrażliwy, z charakterystycznym poczuciem humoru i sercem na dłoni zjednywał sobie ludzi, przełamywał granice. Nie daje o sobie zapomnieć i każdego roku przyciąga przyjaciół, znajomych, uczniów, współpracowników, fanów, którzy chętnie spędzają wspólnie wieczór wypełniony feerią dźwięków i wspomnień.
Tegoroczny koncert pamięci Jaremy Klicha nazwany „Jarema Guitar Day” rozpoczął się minirecitalem Krzysztofa Pełecha – znakomitego gitarzysty klasycznego, który z Jaremą stworzył niezapomniany duet, współtwórcy WTG, jednego z pomysłodawców i dyrektora artystycznego wrocławskiego festiwalu gitarowego, inicjatora i szefa Letniego Kursu Gitary w Krzyżowej.
Potem wystąpił Marek Popów z zespołem w programie specjalnym „Klasyka na rockowo” i zagrał przyboje muzyki klasycznej w rockowych aranżacjach. Grupa Jan i Klan i Przyjaciele Jaremy (m.in. Robert Leonhard, Bartek „Wypłosz” Kiszczak i muzycy- instrumentaliści) przeniosła słuchaczy w świat dźwięków Krainy Łagodności oraz szant i piosenek żeglarskich.
Jarema był zapalonym turystą i żeglarzem, niejedną noc spędził grając przy ognisku lub na jachcie. Zdjęcia prezentowane w tle sceny przypominały o jego zamiłowaniach do śródlądowych podróży.
Gościem specjalnym koncertu był m.in. lider „Małżeństwa z rozsądku” Robert Leonhard, który z grupą Jan i Klan zaśpiewał i zagrał piosenkę z repertuaru swojego zespołu. Ciepły i głęboki głos Roberta – dawno niesłyszany z powodu choroby- zabrzmiał znakomicie.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Po głośnym secie sylwestrowym Japety – kto to widział? zapraszamy na równie imprezowy set karnawałowy.
Głośne, bezczelne i bezwstydne, do bólu szczere i prawdziwe. Nie są już tylko słodkimi, pluszowymi lalkami. Dzięki komedii improwizowanej dostały szansę, by wreszcie zabrać głos, skomentować i uwypuklić absurdy codziennego życia. Ich stosunek do rzeczywistości jest bezkompromisowy. Ich sposób na przetrwanie w ludzkim świecie to dystans. Ale to od Was zależy, co wydarzy się na scenie !
JAPETY- kto to widział? to spektakl improwizowany z udziałem publiczności. Nigdy nie wiecie czego można się spodziewać.
Publicystyka:
Japety- kto to widział? | lalkowa komedia improwizowana dla dorosłych
JAPETY – KTO TO WIDZIAŁ? to efekt koprodukcji Wrocławskiego Teatru Lalek i Teatru Improwizacji w Lalkach JAPETY, którego liderem jest Mateusz Skulimowski, autor koncepcji, twórca scenografii i lalek do całego cyklu. Projekt wystartował w październiku 2019 r. po intensywnych warsztatach, prowadzonych dla aktorów WTL-u przez Mateusza Skulimowskiego.
W każdym spektaklu bierze udział dwóch aktorów WTL-u oraz trzech improwizatorów, muzyk grający na żywo oraz kilkanaście lalek typu muppet – tytułowych Japetów. Przedstawienie ma charakter improwizowanego show – aktorzy na poczekaniu tworzą sceny w oparciu o sugestie publiczności. Widzowie są proszeni przez japety o podanie skojarzeń z tematem danego odcinka. Wybrane słowa rzucane przez publiczność stają się inspiracją do lalkowych monologów, te z kolei uruchamiają szereg niepowiązanych ze sobą, improwizowanych, komediowych skeczy.
Japety przejęły teatr! Głośne, bezczelne i bezwstydne, do bólu szczere i prawdziwe. Nie są już tylko słodkimi, pluszowymi lalkami. Dzięki komedii improwizowanej dostały szansę, by wreszcie zabrać głos, skomentować i uwypuklić absurdy codziennego życia. Ich stosunek do rzeczywistości jest bezkompromisowy. Ich sposób na przetrwanie w ludzkim świecie to dystans. Ale to od Was zależy, co wydarzy się na scenie.
UWAGA: Każdy spektakl jest w całości improwizowany i oparty na sugestiach publiczności. Mogą się w nim pojawić kontrowersyjne tematy i wulgaryzmy.
„Potrzeba eksperymentu prowadzi do różnych fuzji. Projekt JAPETY łączy ze sobą formy, które tworzą parę idealną: lalki typu muppet i improwizację. Jesteśmy jednymi z pierwszych polskich improwizatorów, którzy łączą animację lalek ze współczesnymi technikami impro. Pierwsze próby tworzenia scen improwizowanych z lalkami pokazały, że ta forma sceniczna jest wspaniale przyjmowana przez publiczność. Lalki typu muppet mają ogromny ładunek komizmu, wydają się widzom przyjazne i sympatyczne dzięki swojej pozornej infantylności. Mają przy tym, paradoksalnie, naturalną predyspozycję do poruszania tematów trudnych. Dzięki ruchomym ustom ich oblicza są niezwykle ekspresyjne, co jest szczególnie ważne, ponieważ budowanie świata w impro opiera się na słowie. Animując lalkę typu muppet, improwizator ma szerokie pole do popisu: może nadać jej charakter, poruszając głową, rękami i ustami, a co najważniejsze – może ukazać jej emocje. To lalki, które potrafią zagrać drobne niuanse: ich delikatne gesty, opadanie kącików ust sprawiają, że wydają się bardziej naturalne – ludzkie”. Mateusz Skulimowski
Inspirująca książka jednego z najważniejszych współczesnych psychoterapeutów ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. W szczerej i intymnej autobiografii Wojciech Eichelberger opowiada o swoich przodkach, pracy i pasji. W rozmowie z Wojciechem Szczawińskim daje się poznać jako wrażliwy i harmonijny człowiek, który emanuje racjonalną mądrością życiową.

„Wariat na wolności. Autobiografia” Wojciech Eichelberger, Wydawnictwo Znak
Bohatera autobiografii, przeplatanej rozmową, poznajemy jako niepokornego buddystę i zbuntowanego terapeutę. Wojciech Eichelberger przedstawia się jako 75 latek szukający swojej prawdziwej natury i toczący walkę z własnym ego. Jego portret nie jest pozbawiony rys i przebarwień. Przyznaje, jak wiele jeszcze nie wie, i z rozbrajającą szczerością opowiada o swoich błędach i egoizmie.
Mimochodem zmusza czytelnika do zastanowienia się nad życiem. „Wariat na wolności. Autobiografia” Wojciecha Eichelbergera to książka, która pomaga lepiej zrozumieć siebie. Jest także skarbnicą złotych myśli, przypowieści i sensownych żartów typu:
Nigdy nie będziemy wiedzieć o naszych przodkach dostatecznie wiele, by mieć prawo ich sądzić.

„Wariat na wolności. Autobiografia” Wojciech Eichelberger, Wydawnictwo Znak
To bardzo dobrze napisana książka, którą chłonie się z ciekawością. Archiwalne zdjęcia w środku i rozświetlona szczerym uśmiechem twarz autora na okładce skutecznie zachęcają do lektury.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.